Poszłam do pracy. Nie jest to praca marzeń, ale podoba mi się. Podoba mi się szybkie tempo. Podoba mi się, że ludzie są mili i pomocni. Podoba mi się, że w końcu jestem traktowana jak dorosła, na równi z dorosłymi i nie muszę prosić o pozwolenie na wyjście do toalety. Tak, w technikum, mając 20 lat musiałam prosić. I musiałam się pogodzić z tym, że nie. Nie mogę. Bo mogę sobie zrobić krzywdę po drodze. Tak. Naprawdę. Ale wracając. Ktoś mnie spytał, czy podoba mi się praca. Powiedziałam, że tak. A co usłyszałam w odpowiedzi?
Usłyszałam: Zobaczymy za 40 lat czy ci się będzie podobać. Wtedy pogadamy.
Zatkało mnie. Naprawdę. Za 40 lat to ja nie wiem, gdzie i kim będę. Może będę pisarką? Może znajdę pracę w gastronomii. A może będę tłumaczem przysięgłym? Skąd mam to wiedzieć? Życie pisze różne scenariusze.
A po za tym... dlaczego mam tak wybiegać w przyszłość i zakładać, że wtedy mi się nie będzie podobało? Nie może mi się podobać tu i teraz? Nie mogę być szczęśliwa? Naprawdę?
Dlaczego ludzie sobie psują humor myślą, że za 40 lat to, co robią teraz już im się nie będzie podobać?
Gdybym miała tak myśleć, to byłabym chyba najbardziej smutnym i chudym człowiekiem. No, bo przecież nie będę jadła tej kanapki, bo za 40 lat to ona mi pewnie nie będzie smakować. Pisanie daje mi radość? Nie może! Za 40 lat mi się znudzi. Nie mogę się tym cieszyć teraz, bo za 40 lat to mnie na pewno nie będzie cieszyć. Po co brać ślub, skoro za 40 lat z pewnością się pokłócimy i nie będziemy chcieli ze sobą być? Śmieszą mnie koty? Nie, nie będę się śmiać, bo za 40 lat będzie to dla mnie nudne.
Rozumiecie tę logikę?
Bo ja kompletnie nie.
Ale dzięki temu odkryłam, dlaczego ja jestem szczęśliwa, a inni nie.
Ja się nie zamartwiam. Planuję. Marzę. Ale nie myślę, co by było gdyby. Nie myślę, czy za 40 lat będę coś lubić, czy nie. Cieszę się tym, co jest teraz. Teraz wystarcza mi wypłata taka, jaka jest. Nawet jest dla mnie wysoka. Wiadomo, gdy będę miała dzieci, może braknąć. Ale przecież teraz ich nie mam, to po co mam rozpaczać?
A inni? Inni właśnie ciągle myślą, że mogło być gorzej i zachowują się, jakby faktycznie tak było. Od razu mówią, że za mało, za dużo, za kolorowo, za czarno-biało, za źle, za dobrze. Zawsze jest za. Ktoś jest za szczęśliwy? Zepsujmy mu skutecznie humor do końca życia. Ktoś jest smutny? Dobijmy bardziej.
Na początku pracy usłyszałam też zdanie: pewnie nie będziesz tu długo pracować. To nie jest fajna praca.
Ale, ale. Nikt mnie o zdanie nie pytał (to inna sytuacja, niż ta pierwsza). Na razie planuję parę lat zostać. A potem? Potem zobaczymy. Na wszystko przyjdzie czas. A ja jestem szczęśliwa. Tu i teraz.
I to jest prawdziwa recepta na szczęście - cieszyć się z drobiazgów i je doceniać, zamiast użalać się nad tym, czego się dziś nie ma. Jesteś szczęściarą, bo odkryłaś ją bardzo wcześnie :) Niektórym zajmuje to całe lata.
OdpowiedzUsuńMiło mi to słyszeć : )
UsuńTak jak Karo mówi, najważniejsze jest cieszyć się z tego, co teraz. Za 40 lat też będziemy się cieszyć, możliwe że z czego innego :) Przypuszczam, że jak dożyję za 40 lat, to będę jeszcze bardziej stuknięta jak teraz ;)
OdpowiedzUsuńhaha dobre :D
UsuńA ja nie wiem, co bede robic w przyszle wakacje :P
OdpowiedzUsuńWiesz, nie zwracaj uwagi na takie komentarze. Rób swoje i tyle!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
nie zwracam na to uwagi, ale zainspirowało mnie to do napisania tego tekstu :)
UsuńWspaniała puenta i cudowne podejście. :)
OdpowiedzUsuńdziękuję ;)
UsuńTeż tak mam! Nie zastanawiam się nawet co będzie za 5 czy 10 lat. Z perspektywy czasu widzę, że życie i tak pisze swój scenariusz i nigdy nie przypuszczałabym w szkole czy na studiach, że będę robić to co teraz robię ;)
OdpowiedzUsuń