Dzisiaj, po ośmiu godzinach pracy usłyszałam coś, co trafiło do mojego serduszka. Godzina prawie szósta rano, każdy raczej myśli o tym, żeby iść spać, a nie się cieszyć czymkolwiek. A ja - jak zwykle - szczęśliwa. Usłyszałam: miło się z tobą pracuje, bo ciągle jesteś uśmiechnięta. Usłyszałam też, że latam jak mały motorek. No mały, bo co to jest 160 cm wzrostu? Ale do rzeczy, bo przecież po coś wam to piszę.
Jaki jest mój sposób na szczęście?
Jest bardzo prosty.
Nie narzekam.
Nie narzekam na pracę, bo jest. Bo jest lekka. Bo jest całkiem fajna. Bo wypłata nie jest zła i starcza na wszystko, a do tego na odłożenie na wesele i na zagraniczne wakacje. Przy okazji wyjazdy w różne miejsca (ostatnio excape room).
Nie narzekam na pracę, bo ludzie w niej są super. Można się pośmiać, powygłupiać, gdy jest na to chwila. Można porozmawiać na poważnie i na mniej poważnie. Można razem milczeć. A gdy się źle czuję, nikt nie komentuje, każdy pomaga.
Nie narzekam na mojego P., bo jest. Bo mnie kocha. Bo dzieli ze mną życie. Dzieli ze mną obowiązki i pokazuje, że jest na równi ze mną. Nie, że jest facetem, więc jest lepszy. Ja gotuję, on sprząta. Ja myję okna, on czyści kuwetę kotów. Nie kłóci się ze mną. Nie wymaga wiele. Ot, życia razem.
Nie narzekam na pogodę, bo nie mam na to wpływu. Cieszę się słońcem, deszczem, wiatrem. Cieszę się w sumie zimnem i upałem. Każda pogoda ma swoje plusy. Gdy jest gorąco - można iść ochłodzić się na fontannę. Gdy jest zimno i pada - można zaszyć się pod kocykiem i czytać książkę. Lub pić gorącą czekoladę. Ona daje sporo radości.
Nie narzekam na politykę, bo i tak nie jestem w stanie nic zmienić. Słucham uważnie, myślę samodzielnie. Mam swoje poglądy, które są niezmienne od 500+ i innych obietnic. Nie narzekam na sytuację w kraju, bo jest bezpieczny. Jest swój. Domowy.
Nie narzekam na brak kondycji. Są w życiu różne sytuacje, które wpływają na to, jacy jesteśmy. Rok temu musiałam przerwać ćwiczenia. Straciłam kondycję, motywację i gibkość. Powoli do tego wracam. Nie narzekam - robię.
Nie narzekam na fryzjerkę, która krzywo obcięła mi włosy. Po prostu do niej nie chodzę. Unikam sytuacji, w których nie ufam ludziom i wolę zrobić coś sama. I tak - od kilku lat tnę włosy sama, maluje się sama.
Nie narzekam na kolejki u lekarzy. Po prostu rozumiem, że jest ich mało, a ludzi sporo. Mogłabym sama zostać lekarzem, a tego nie zrobię. Nie chodzę z każdym kichnięciem do przychodni (a takich ludzi tam najwięcej). Idę, gdy mam taką potrzebę. A jeszcze trochę i będzie mi to przysługiwać bez kolejki.
Nie narzekam na fałszywych ludzi, wrednego wujka, czy innego członka rodziny. Po prostu odcinam się od takich ludzi i czuję się lepiej. Nie lubię przymusu kontaktu z kimś, bo tak wypada. Jeśli ta osoba wpływa na mnie destrukcyjnie - zrywam z nią kontakt. I jestem szczęśliwsza.
Nie narzekam na to, że coś muszę, bo tak wypada. Bo mnie to nie interesuje. I tak - mój P. widział moją ślubną suknię (a do ślubu jeszcze trochę). Nie patrzę na to, czego oczekuje ode mnie społeczeństwo,bo tak wypada. Patrzę na to, czy jest to zgodne z moimi przekonaniami.
Widziałam ostatnio przesąd, że im więcej szkła się potłucze na weselu, tym małżeństwo będzie szczęśliwsze. Ze względu na moje przekonania - nie będzie tłuczenia szkła, bo to marnowanie pieniędzy. A co to ma do naszego szczęścia?
Nie narzekam bez powodu.
Ale czasem narzekam.
Narzekam, gdy boli mnie brzuch i żadne leki nie pomagają.
Narzekam, gdy próbuję coś setny raz i nada nie wychodzi - ale próbuję dalej.
Narzekam, gdy budzą mnie koty, bo jednej godzinie spania po nocce.
Narzekam na sytuacje, w których po prostu źle się czuję. Nie udaję, że wszystko w porządku. Wyładowuję emocje i potem jest tylko lepiej.
Podsumowując: moim sposobem na szczęście jest nie narzekanie, tylko szukanie pozytywnych stron każdej sytuacji. Jednocześnie - czasem trzeba dać upust negatywnym emocjom i być nieszczęśliwym chwilę, a nie cały czas.
A jakie są wasze sposoby na szczęście?
Ja lubię szukać pozytywów w sytuacji, nie zawsze jest łatwo, ale gdybym tego nie robiła wpadłabym w agonię na minimum kilka dni. A nienawidzę gdy nie mogę się pozbierać i wszystko mnie przytłacza ;)
OdpowiedzUsuńmam tak samo, dlatego lepiej cieszyć się choć małymi rzeczami :)
UsuńTakie podejście się chwali i każdy powinien brać przykład, bo ludzka mentalność jest raczej narzekająca na wszystko.
OdpowiedzUsuńprawda :)
Usuńi właśnie takie wpisy są potrzebne! tm bardziej na tę zaczynającą się jesień <33
OdpowiedzUsuń<3
UsuńSzukanie pozytywnych stron danej sytuacji jest bardzo ważne, ale lubię sobie czasem ponarzekać. Pogadam sobie i trochę mi ulży. :D
OdpowiedzUsuńczasem to wiadomo, ale nie non stop :D
UsuńPrzede wszystkim nie przejmować się rzeczami na które nie mam wpływu i...cieszenie się małymi radościami... oto moja recepta na szczęście;) no i jeszcze cappuccino o poranku;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
czyli mamy podobny sposób :)
UsuńKlaudia jesteś cudowna, im dłużej Cię czytam (a czytam i obserwuję od dawna) tym bardziej się utwierdzam w przekonaniu, że są jeszcze dobrzy i wartościowi ludzie na tym świecie. Jesteś prawdziwa i jesteś dla mnie inspiracją. Chciałabym kiedyś spotkać się z Tobą na kawę i poużywać tego "slowlife" z osobą, która doskonale rozumie te słowa. Pogłaskać koty i pogadać o kosmetykach. Twoi przyjaciele, koty, rodzina i Twój P. mają wielki skarb przy sobie. Pozdrawiam kochana, pisz i inspiruj nas dalej. Potrzebni są w blogosferze tacy ludzie. <3 ;*
OdpowiedzUsuńdziękuję ;)
Usuń;)
OdpowiedzUsuń