Nadszedł ten moment w roku, w którym wszystkie człowieki skupiają się na jednej misji niemożliwej, którą staram się im jak najbardziej utrudnić. Przyczajeni jak tygrysy, szybcy jak gepardy, przebiegli niczym... muszki owocówki. Cóż, gdyby byli bardziej przebiegli, wszystko działoby się o wiele szybciej, a tak, to niestety - niech się męczą. A ja sobie poleżę na szafie, popatrzę na to wszystko z góry i opowiem ci, od czego się zaczęło.
Wujek Kot
Niczego nieświadomy, zostałem schwytany w pułapkę. Cóż, trzeba im przyznać, że w tym roku wykazali się niesamowitą zręcznością. Albo po prostu wykorzystali moment, gdy chciałem udać się na przedobiednią drzemkę i byłem już trochę zmęczony.
W potrzasku spędziłem długie minuty. Jechałem samochodem na jakieś odludzie. No nic! Tym razem mnie wywiozą i zostawią.
- Przepraszam! Już będę jeść to, co dacie. Nie będę wybrzydzał. Nie będę marudził, drapał firanek, kapci, ani biegał po was w nocy. I obiecuję, że już nie będę rzucał w was pluszakami, gdy śpicie - przepraszałem ich. Wystraszyłem się nie na żarty.
W końcu auto stanęło. Powąchałem trochę, ale nie czułem nic konkretnego. Aż do momentu, w którym ujrzałem... schody. Tak! Nie oddadzą mnie. Pojechaliśmy tylko do babci-babci i będzie teraz bardzo fajnie i babcia-babcia da mi najpyszniejszą szyneczkę i w ogóle będzie mnie kochać i czcić, nie to co oni!
- To wszystko, co mówiłem, to nie prawda! Odwołuję - sprostowałem szybko.
W końcu mnie wypuścili. Od razu, niczym powabna łania, pobiegłem do lodówki. Ale coś się nie zgadzało. Nie było obok niej babci-babci. Gdzie ona mogła być, jak nie obok lodówki? Przecież babcia-babcia zawsze jest obok lodówki! Co tu się dzieje?!, pytałem sam siebie. Aż w końcu babcia-babcia się znalazła i od razu wiedziała, czego mi trzeba.
- Głodny jesteś? - zapytała. - W domu w ogóle cię nie karmią?
- W ogóle nie karmią - zawodziłem. Dostałem pyszną szyneczkę. Najadłem się tym rarytasem i chciałem udać się na spoczynek, ale nie było to takie proste.
- Wujku Kot, wujku Kot! - usłyszałem.
O nie...
To nie może być prawda...
Jak mogłem o tym zapomnieć?
Doskoczyły do mnie, otoczyły i pokazały, kto rządzi na tym terenie. Cóż, jest ich więcej. Ja już jestem sędziwym kotem, przecież mam już ponad 5 lat! i nie dam rady stawić czoła tym małym rozbrykanym wycirusom.
- Z drogi - warknąłem, ale nie reagowali.
Przestało być fajnie, pomyślałem.
***
Wszyscy krzątali się w kuchni, a ja miałem tego serdecznie dość. Mogliby się uspokoić i dać spokojnie kotu spać, a nie jakieś hałasy, trzaskanie, pukanie, stukanie. Podszedłem do nich, nawarczałem, ale to nic nie dało. Nikt nie zwracał na mnie uwagi.
Zły nastrój utrzymywał się u mnie do samej nocy. Nie chciałem ich głupiego jedzenia, ich zabawek, ani nawet prezentów. Dostałem swój własny, a potem chcieli mi zabrać. Więc nawarczałem na wszystkich i w końcu miałem spokój. Pańcia powiedziała, że jestem Grinch, ale nie wiem, co to znaczy, więc też warknąłem, by sobie poszła.
Potem sobie pojechali i w końcu nastał spokój. Wszyscy poszli spać, a ja mogłem spokojnie siedzieć na szafie i warczeć na ludzi, którzy chodzili po klatce schodowej. Byłem w raju.
***
Dwa dni później przyjechała Pańcia. Na początku nie skojarzyłem, co się stanie, więc nawet chwilę się z nią pobawiłem. W sumie fajnie bawi się z tymi małymi wycirusami, pod warunkiem, że nie gadają za dużo. Zmęczyłem się po jednym pachnięciu łapą i musiałem odpocząć. Udałem się na spoczynek na szafę i tam drzemałem, aż w końcu usłyszałem to, czego zapomniałem przewidzieć:
- Kot, złaź na dół. Jedziemy do domu.
I wtedy zaczęła się nasza walka. Ja syczałem i warczałem, a oni biegali z rurą od odkurzacza, by mnie nią zrzucić z szafy. Cóż, małe są te moje człowieki i nie mogły mnie dosięgnąć. A potem straciłem czujność i... zrzuciły mnie na parapet. Schwytały i zamknęły. Byłem stracony.
***
Gdy już dojechaliśmy do domu, w ramach buntu zjadłem wszystkie ciasteczka. Potem zjadłem trochę trawy. A potem jeszcze całe mięsko i nawet wylizałem talerzyk! Taki byłem, niech wiedzą, kto tu rządzi!
Bonus
Fifi
- A co ty tam masz? - spytałam i patrzyłam na nią wielkimi oczami.
- Mandarynkę. Koty nie lubią cytrusów - powiedziała, ale ja wiedziałam lepiej. Koty uwielbiają cytrusy i zaraz jej to pokażę.
- Idę do ciebie - powiedziałam i wskoczyłam na kanapę. - Właśnie to mi jest potrzebne - dodałam, patrząc na pomarańczową skórkę.
- To chcesz? - spytała.
- Tak. Daj - powiedziałam dobitnie.
I wtedy podsunęła mi ją pod nos. Powąchałam, ale zapach był powalający. Wykręciło mi nos na drugą stronę. Oczy wyszłyby na wierzch, ale zdążyłam je zamknąć. Odrzuciło mnie tak, że aż spadłam z kanapy.
- I ty mi to coś dajesz? Po co? - wrzasnęłam.
- Mówiłam ci, że koty nie lubią cytrusów.
Toffi
- A co to cytrusy? - spytałem. Wskoczyłem na kanapę i czekałem, bo także chciałem kawałek tego człowiekowatego przysmaku.
- Koty nie lubią cytrusów - powiedziała znów.
- Lubią. Przecież wiem lepiej, co lubię - poinformowałem ją.
- Skoro tak, to masz - powiedziała i podsunęła skórkę. Przysunąłem do niej nos. Poczułem ten odór! Nos wykręcił się na drugą stronę, oczy zaszły łzami, aż musiałem je zamknąć. Nic nie wydziałem, nic nie czułem. Byłem odurzony, oburzony i w ogóle... ble i fuj.
- Po co mi to dajesz? - spytałem.
- Przecież chciałeś.
Gdy już doszedłem do siebie, zobaczyłem, że ma teraz takie inne pomarańczowe.
- A co tam masz? - spytałem.
- To też mandarynka. Nie lubisz przecież.
- Lubię - powiedziałem. I podsunęła mi pod nos. Myślałeś, że umrę!
Ale przeżyłem!
Super się czytało! :D
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńUwielbiam Twoje kocie historie :D
OdpowiedzUsuń<3
UsuńŚwietnie napisane :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńFajna, kocia opowieść.
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńNie wiem, czy koty, ale miałam kiedyś szczeniaczka, który mandarynki i truskawki wcinał jak małpa kit. Fajnie się czytało, a endometrioza to była również moja bajka. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńKoty się boją :D miło mi. Współczuję :(
UsuńFajnie się czytało :-)
OdpowiedzUsuń:)
Usuńklimatyczne i miłe do relaksu opowiadanko:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMiło powspominać Lubię czytać tę historie:-)
OdpowiedzUsuń:)
Usuń