Dzień dobry! Słońce za oknem świeci przez opadającą mgłę, a ja już zabieram się do pracy. Napisałam niedawno na Instagramie o tym, że robię wyzwanie bez kupowania i ta informacja spotkała się z całkiem dużym zainteresowaniem. Myślę, że ciebie też może to ciekawić i chętnie przeczytasz coś więcej. Poza tym, postanowiłam już rok temu, gdy wybuchła pandemia, że będę pisać o tym, co jest mi bliskie i co jest dla mnie ważne. A to jest dla mnie niesamowicie ważne! W ogóle nadmierny konsumpcjonizm jest ciekawym i trudnym tematem. Jeśli więc jesteś zaciekawiona, jak będzie wyglądać mój miesiąc bez zakupów, przeczytaj koniecznie dalej.
W przedostatnim wpisie opowiadałam ci o kanałach na YouTube, które lubię oglądać i wśród nich była Karolina z kanału Ciut Więcej, którą słucham namiętnie od kilku tygodni. I właśnie ona zainspirowała mnie do zerwania z nadmiernym konsumpcjonizmem i podjęciem wyzwania, jakim jest detoks zakupowy.
Przeczytaj mój wpis o kanałach na YouTube
Odwiedź też kanał Karoliny (w linku filmik - rok bez zakupów)
Jak do tematu podeszła Karolina możesz sobie posłuchać u niej, a ja nie będę powtarzać treści. Za to opowiem ci, jak zamierzam podejść do tego ja.
Miesiąc bez zakupów - jak zacząć?
Na początek przeanalizujmy moją sytuację życiową, bo ma ona ogromne znaczenie w wyzwaniu bez kupowania. Wynajmuję mieszkanie z partnerem i spodziewamy się dziecka. Gotujemy sami w domu, nie zamawiamy jedzenia. Ubrania kupuję wedle potrzeby, ale zdarzają się także różne wpadki. Studiuję, na razie nie pracuję z racji ciąży. Na co dzień muszę brać pewne leki, które pozwalają mi cieszyć się zdrowiem, bezpieczeństwem, a Małemu Człowiekowi dobrze się rozwijać. Jeżdżę samochodem, bo komunikacja miejska i międzymiejska nie jest najlepsza, ale gdy tylko mogę, wybieram pociąg (np. do Wrocławia do rodziny mojego partnera). Nie mam dużych wahań wagi, ale ze względu na ciążę, ubrania w które mieszczę się teraz, za miesiąc mogą już być niewystarczające. Mam milion zainteresowań - czytanie, pisanie, joga, ekologia, rozwój tak ogólnie... no sporo tego jest. I myślę, że tyle na temat mojej sytuacji życiowej wystarczy.
Miesiąc bez kupowania - co to jest?
Czym jest miesiąc bez kupowania? Jest to element składowy dużego wyzwania - rok bez zakupów. Polega ono na ograniczeniu konsumpcjonizmu, czyli właśnie ograniczeniu kupowania do niezbędnego minimum. Pomaga robić przemyślane zakupy, ale nie rezygnować z nich całkiem.
Życie bez kupowania w ogóle być może jest możliwe, ale nie jestem osobą, która chciała by uprawiać freeganizm, czyli wygrzebywać jedzenie z przysklepowych śmietników. Nie potępiam osób, które w ten sposób tak naprawdę ratują jedzenie, które byłoby zmarnowane, ale sama nie podejmę się tego ze względu na własny komfort psychiczny.
Życie bez kupowania według mnie i dla mnie nie jest tak do końca możliwe. Przecież ubrania się zużywają, buty się przedziurawiają, długopisy wypisują, a jedzenie się w końcu kończy. Są różne sposoby, by tych rzeczy nie kupować, ale podejdźmy do tego wyzwania z rozsądkiem.
Miesiąc bez zakupów - moje warunki
Przeanalizowałam swoje życie (tylko moje, nie mojego partnera i dziecka) i doszłam do pewnych wniosków, zgodnie z którymi podjęłam wyzwanie bez kupowania. Nie będę robiła całkowitego detoksu zakupowego, bo nie o to mi w tym wszystkim chodzi.
Ze względu na moją sytuację życiową, pozwolę sobie na kupowanie w tym miesiącu (i ogólnie, jeśli podejmę rok bez zakupów) bez żadnych zmian:
- jedzenia - to bezdyskusyjnie. Nie mamy swoich warzyw ani ziół. Nie mamy teraz osoby, od której takowe byśmy mogli dostać. Nie chcę także uprawiać freeganizmu. W kwestii jedzenia pozostajemy więc bez żadnych zmian.
- leków - tego chyba tłumaczyć nie muszę. Wiadomo, skoro jakieś leki trzeba brać, to trzeba i koniec. Można zapobiegać chorobom i dbać o odporność, co robię i od jesieni nie byłam chora, co u mnie jest nie lada sukcesem. Ale leki niezbędne (w moim przypadku np. na tarczycę) brać trzeba i kupować trzeba.
- paliwa do samochodu - cóż, na wodę on nie jeździ i nikt w prezencie paliwa nam nie da. Ale ograniczyłam tak naprawdę samochód do minimum (ze względu na to, że teraz nie pracuję) - jeżdżę nim tylko do lekarza i na zakupy (jak już wspomniałam, komunikacja autobusowa nie jest tu za dobra, a nie zamierzam jechać do lekarza np. 2 godziny wcześniej, a wracać 3 godziny później; tak samo z zakupami - w tamte okolice nie jeździ nic, a nie damy rady przytaszczyć zakupów na cały tydzień przez całe miasto, co zajmuje nam około 30 min w jedną stronę piechotą).
- opłaty stałe - to także pozostaje bez zmian. Mieszkanie i media trzeba opłacić, do tego telefon i wszystko inne, do czego zobowiązuje nas umowa.
I to wszystko, co pozostaje bez jakichkolwiek zmian. Teraz druga grupa wydatków, czyli te, w których zajdą zmiany, ale na kupowanie których sobie pozwolę:
- środki czystości - wszelkie środki czystości są potrzebne, bo jakoś trzeba zmywać, prać, sprzątać... ale będzie tu mały wyjątek. Co się tylko da, zamienię na produkty zero waste. Mam tu na myśli chociażby kupienie wielorazowej gąbki do naczyń, którą można prać, płynu do naczyń w kostce, robienie własnych środków do sprzątania (np. ocet z cytryną). Chcę dzięki temu ograniczyć wydatki oraz ilość śmieci.
- środki higieny - czyli chusteczki, ręczniki papierowe, papier toaletowy itd. Tutaj także idziemy w zero waste (lub raczej less waste). Oczywiście kupuję tylko wtedy, gdy dana rzecz się kończy, to bezdyskusyjnie. Ale - chcę zamienić ręczniki papierowe na ściereczki wielorazowe. Patyczki higieniczne już mamy papierowe, więc less waste zapewnione. Chusteczki higieniczne kupujemy w kartoniku, co także nie generuje śmieci, bo papier dajemy do segregowanych i nie tworzymy plastikowych odpadów. Takie paczkowane chusteczki starczają u nas jakoś na rok (te 10 paczuszek).
- dziecko - rzeczy dla dziecka to dla mnie teraz zupełnie odrębny świat. Mały Człowiek ma tyle, ile mu damy, więc pewne standardy trzeba mu zapewnić. Tutaj nie zamierzam nakładać sobie ograniczeń (za wyjątkiem ścisłego trzymania się mojej listy zakupów) i kupować to, co będzie potrzebne (najlepiej z drugiej ręki). Mogłabym odłożyć to na kwiecień itd. ale zamierzam podjąć się tego wyzwania bez kupowania na dłuższy czas, więc to nie będzie sensowne.
I na koniec kategorie, które tak w 100% tyczą się miesiąca bez zakupów, czyli wszystko, co należy tylko i wyłącznie do moich wydatków (no, tak prawie).
Miesiąc bez kupowania kosmetyków
Zrobiłam sobie listę produktów, które używam na co dzień. To bardzo długa lista, bo - jak się okazuje - każdego dnia używam masy kosmetyków. Są tam żele myjące, kremy, balsamy, płyny... no mnóstwo. I do tego kolorówka, ale o tym za chwilę.
Gdy zapisałam już wszystko, czego używam, przeszłam się po domu i analizowałam, na ile starczy mi danego produktu (lub produktów, jeśli mam coś w zapasie). I tak, np. balsamu do ciała wystarczy mi na następne kilka miesięcy. Olejek do ciała dla ciężarnych być może wystarczy mi do końca ciąży, choć byłam pewna, że przecież niedługo się zużyje (zużyłam połowę od listopada, czyli przez 3,5 miesiąca). I tak dalej i tak dalej. Nie była to aż tak szczegółowa analiza, by liczyć co do dnia, ale oszacowałam po prostu na ile mniej więcej może mi moich kosmetyków wystarczyć.
Z moich zapisków wynika, że skończy mi się w marcu odżywka do włosów i na jej kupno się zdecyduję, gdy się już skończy. Będzie to sprawdzona odżywka, której zużywam właśnie 3 opakowanie - Yope mleko owsiane. Także zakup będzie na 100% trafiony i przydatny oraz nie okaże się on bublem. Być może skuszę się na maskę z tej serii, która jest w słoiczku, a nie w tubce - słoiczek później mogę użyć do DIY, a tubki nie.
Skończyć może mi się także peeling do twarzy, ale tu mam już pomysł, co mogę kupić w kontekście zero waste i dzięki temu uniknąć zakupów w najbliższej przyszłości.
Jeśli chodzi o kolorówkę, podjęłam wyzwanie miesiąc w makijażu, żeby zużyć tę kolorówkę, którą już mam i nie wyrzucać wszystkiego, gdy się przeterminuje. Ale nie będę uzupełniać tego, co mi się skończy, bo normalnie nie maluję się każdego dnia, a jak Mały Człowiek będzie już na świecie, to będę wolała poświęcić te 20 minut na inne rzeczy (np. jogę) niż na makijaż. Odnośnie tego wyzwania będzie inny, osobny wpis, po jego zakończeniu. Wtedy opiszę wam co, jak, po co i ile udało mi się zużyć.
Także z kosmetyków mogę kupić jedną rzecz i jedną zamienić na zero waste.
Miesiąc bez kupowania ubrań
Miesiąc bez kupowania ubrań będzie dla mnie i łatwy, i trudny zarazem. Łatwy, bo ja w sumie wielu ubrań nie potrzebuję i w ubiegłym roku byłam w stanie napisać ci, ile ubrań dokładnie kupiłam przez cały rok, bez jakiegoś większego myślenia nad tym. Nie było tego po prostu wiele.
Przeczytaj > Ubrania, które kupiłam w 2020 roku
Także mając to na uwadze, nie powinnam mieć większego problemu z niekupowaniem ubrań w 2021 roku, ale...
Jestem w ciąży i brzuszek rośnie mi praktycznie od samego początku. Już w 2/3 miesiącu nie mieściłam się w spodnie (nie widziałam ich od grudnia! bo są schowane w pudle i czekają na wielki powrót jesienią). Nie mieszczę się w część sukienek, ponieważ urosły mi już piersi i po prostu jest mi w nich ciasno, a męczyć się nie lubię.
Skrupulatnie odkładam do pudła ubrania, w które się już nie mieszczę lub ze względu na ciążę czuję się niekomfortowo. Dodatkowo odkładam i sprzedają lub oddaję ubrania, w których po prostu nie lubię chodzić. I z tego powodu w mojej szafie została już jakaś połowa ubrań, a to dopiero połowa ciąży.
ALE!
Nie rozpaczam i nie panikuję. Nadal mogę ubierać się tak, jak lubię - ładnie, wygodnie i komfortowo. Czasem elegancko, czasem mniej, ale tak, jak lubię. Nadal mam w czym chodzić i będę miała jeszcze przez dłuższy czas. Na całkiem duży ciążowy brzuch też mam jakieś tam ubrania, w które się zmieszczę (np. luźne sukienki), a termin porodu mam latem. Nie ukrywajmy, że latem tych ubrań nie trzeba dużo, bo nie musimy zakładać na siebie 5 warstw jak to ma miejsce zimą.
Więc na razie nie panikuję. Spokojnie przeżyję marzec bez kupowania ubrań (a może i więcej miesięcy), choć postawiłam sobie tutaj pewne warunki oraz - wyjątki.
Wyjątkiem od kupowania jest stanik do karmienia (nie chcę kupować osobno na czas ciąży i osobno do karmienia, bo moje piersi stanik widziały ostatni raz 13 listopada, gdy to byłam ostatni raz w pracy). Od stycznia odkładam zakup stanika do karmienia i myślę, że jeszcze trochę go poodkładam. Na razie nie jest mi potrzebny (tak, wycieka mi już siara z piersi. Mam podkoszulkę i żyję).
Drugim wyjątkiem jest koszula nocna (także taka, która nada się później do karmienia, ale też do spania ogólnie, nawet za parę lat). Mam jedną i oprócz tego tylko koszulki, a owe koszulki zasłaniają coraz mniej brzucha i w pewnym momencie przestanie być mi komfortowo - gdy ten moment nastanie, kupię sobie koszulę. Czy to będzie w marcu? Nie wiem.
I mój warunek - jeśli już będę potrzebowała ubrań (innych niż bielizna) - zakupię takowe używane. Nie będę napędzać rynku pierwotnego. Wtórny także jest dobry. Myślę, że tak 1/3, a może i nawet połowa moich ubrań pochodzi z takich źródeł (second handy, od kogoś) i nie mam z tym problemu. Ale to tylko i wyłącznie w warunkach kryzysowych!
Na razie, gdy poczuję, że coś mi się bardzo podoba - zapisuję to na liście. I mam tam np. drogie sukienki z Tyszerta. Nie kupię ich teraz, bo i tak za chwilę się nie zmieszczę. Ale jeśli za rok nadal będą mi się podobać - proszę bardzo.
Miesiąc bez kupowania - książki
Książki kupuję naprawdę rzadko. Uwielbiam papierowe książki, ale stwierdziłam, że nie muszę ich kupować, a moja biblioteczka może rosnąć. To jedyna kwestia chyba, w której nie chcę być minimalistką. Na co dzień czytam na Legimi i sprawdza mi się to świetnie. A książki papierowe dostaję w prezencie. Wymyślałam sobie, że dla mnie to najlepszy prezent - czyli książka. Gdy ktoś pyta, co chcę dostać, podaję tytuł z mojej listy i voila - mam. Wszyscy szczęśliwi i od tej pory nie dostaję nietrafionych prezentów. W tym roku dostałam już 4 książki, a dwie kolejne są w drodze.
Miesiąc bez kupowania - inne rzeczy
Inne rzeczy, czyli do rękodzieła, notesy, kartki, długopisy i wszelkie inne takie rzeczy, których używam na co dzień. Myślę, że w tej kategorii miesiąc bez kupowania nie będzie dla mnie większym problemem, bo mam tych rzeczy tyle... że spokojnie mi wystarczy na długo. Notesy mam, długopisy także, mazaki... i pudła rzeczy do rękodzieła, które w końcu zużywam, zamiast kupować nowe. Zrobiłam w styczniu pomarańczowe tulipany. Chciałam żółte i już miałam iść kupić bibułę, ale stwierdziłam, że pomarańczowe też będą ładne. I są! Mam nadzieję, że dzięki niekupowaniu uda mi się sporo z tych rzeczy zużyć.
Rzeczy do domu w miesiącu bez kupowania to temat dość skomplikowany. Po pierwsze - nie jest to tylko mój dom i przecież nie zabronię partnerowi czegoś kupić, prawda? Ale z mojej strony będę starała się nie kupować, tylko używać to co mamy i w miarę potrzeby wymyślać nowe zastosowanie przedmiotów, które posiadamy, zamiast kupować zupełnie nowe.
Och, przypomniało mi się coś w kwestii jedzenia. Zamierzam nie kupować dla siebie żadnych sklepowych słodyczy, ale zdecydowałam o tym dopiero 1 marca, gdy to pochłonęłam pół paczki żelków i miałam z tego powodu wyrzuty sumienia. Wracam do jedzenia tylko domowych słodkości, których skład znam i mogę modyfikować wedle uznania.
Dopisek z 4 marca - przybieram za szybko wagę w ciąży i moja ginekolożka zaleciła mi ograniczenie słodyczy. No, jakbym sobie wykrakała!
Miesiąc bez zakupów - podsumowanie
Podsumowując: mogę kupować rzeczy niezbędne, takie jak jedzenie, paliwo, opłacać rachunki, kupować rzeczy, które się skończą, a bez których ciężko żyć. Nie kupuję za to rzeczy, bez których spokojnie mogę się obyć, czyli ubrań, butów, książek, kosmetyków i wszelkich innych rzeczy, których mam w nadmiarze lub mam coś, co spełnia podobną funkcję.
Rok bez zakupów - wyzwanie
Chciałabym podjąć się roku bez zakupów, bo jestem pewna, że ten styl życia będzie do mnie pasować. Na razie robię miesiąc próbny, po którym napiszę ci podsumowanie i powiem, czy zostaję w tym postanowieniu na dłużej.
Co sądzisz o takim miesiącu bez kupowania? Podjęłabyś się wyzwania? Napisz w komentarzu!
Trzymaj się ciepło i do zobaczenia!
Nie mam problemów z tym, żeby przez dłuższy czas nie kupować ubrań, kosmetyków czy innych pierdółek. Najwięcej pieniędzy idzie oczywiście na jedzenie, ale też staram się jak najczęściej korzystać z promocji i różnych akcji typu 'kupuję nie marnuje' aby przy okazji nic nie poszło do wyrzucenia :)
OdpowiedzUsuńO tak, na jedzeniu też mozna oszczędzać na różne sposoby :)
UsuńNie wiem sama, czy bym wytrzymała w takim postanowieniu :D
OdpowiedzUsuńTO nie jest łatwe wyzwanie :)
UsuńChyba nie umiałabym żyć przez miesiąc tak oszczędnie ��
OdpowiedzUsuńTo nie jest kwestia oszczędnego życia, a ograniczenia konsumpcjonizmu. Jeśli do Capitolu wejdzie znów "Mistrz i Małgorzata" to na pewno wydam od razu 200 zł na bilety. Tak samo na lekarzy - w marcu ciąża będzie mnie kosztować ponad 1000 zł. TO nie jest oszczędne życie ;)
UsuńJa chyba bym nie wytrzymała w takim postanowieniu ; )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie każde wyzwanie jest łatwe :)
Usuńnaleze do grupy osob, ktore potrafia sie ograniczac co do zakupow i zbednego gromadzenia rupieci. ba! mi to sprawia przyjemnosc. co chwile redukuje zawartosc szaf i regalow... kosmetycznie tez zyje w minimalizmie - nie mam zbyt duzo kosmetykow. no, ale wiadomo, sa rzeczy, ktorych nie przesoczysz. Leki mieć musisz, czynsz zaplacic trzeba. jednak nowy sweterek niekoniecznie bedzie potrzebny :D zycze powodzenia!
OdpowiedzUsuńJa tak samo! Mogłabym minimalizować i minimalizować :D O tak - o tych niezbędnikach napisałam :)
UsuńTeż zużywam co mam, ale niektóre rzeczy są konieczne :) Trzymam kciuki za postanowienia :) Trzymajcie się zdrowo :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że niektóre rzeczy są konieczne ;)
UsuńMuszę takie postanowienie wpleść w życie :D
OdpowiedzUsuńPowodzenia! :)
UsuńRok bez zakupów to u mnie raczej niemożliwe, ale miesiąc jak najbardziej :) Tym bardziej, że wolę robić większe zakupy na dłużej - nauczyła mnie tego pandemia :P
OdpowiedzUsuńAle tu nie chodzi o zrobienie zapasów i niekupowanie potem, a po prostu o niekupowanie nadmiaru - czyli zużywanie tego, co się ma ;)
UsuńBardzo ciekawe wyzwanie! Z pewnością wytrwasz:), po wpisie widać że dobrze się do tego przygotowałaś. Ja od pewnego czasu staram się nie kupować konwulsywanie ubrań i odkąd jest w big rozmiarze łatwiej to przychodzi, bo w niczym nie wyglądam dobrze;). Kosmetyków też za dużo nie używam, ale muszę używać tych do malowania. Pracuję z ludźmi i moja czerwona twarz by niejednego wystraszyła;). Trochę gorzej z produktami dla moich córuś, bo tutaj to dużo schodzi....
OdpowiedzUsuńNa pewno są ubrania, w których wyglądasz dobrze :) Wcale nie musisz się malować, tak ci się tylko wydaje.
UsuńJa wielokrotnie próbowałam, ale średnio mi to wychodzi. Choć przyznam, że coraz bardziej zanim coś kupię, zastanawiam się czy faktycznie tego potrzebuję.
OdpowiedzUsuńTo już postęp :)
UsuńMiesiąc bez zakupów to dla mnie nie problem. U mnie wychodzi to bez postanowień. Z natury nie lubię dużego konsumpcjonizmu. Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńTylko się cieszyć :)
UsuńWykluczając rzeczy niezbędne, nie miałabym chyba problemu. Przez cały okres ciąży praktycznie nie kupowałam żadnych kosmetyków, wszystko mam do dziś. Z ubrań wzbogaciłam się zaledwie o kilka rzeczy, niezbędne minimum, a odkąd mam czytnik ebooków przestałam kupować książki czy prasę. Ale jakbym miała całkowicie zrezygnować z zakupów czegokolwiek... na pewno nie dałabym rady :)
OdpowiedzUsuńWedług mnie nie da się w ogóle nie kupować, ale chodzi właśnie o to niezbędne minimum :)
UsuńMocne postanowienie – pozostaje tylko życzyć wytrwałości 😉.
OdpowiedzUsuńpodziwiam ale i na maksa trzymam kciuki za Ciebie! ;D co prawda ja ograniczam zakupy i licze na to, że już to samo w sobie wystarczy i trochę mnie zmieni i moje podejście do galerii :D na szczęście covid mi w tym akurat pomaga ;D
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Covid w kwestii ograniczenia konsumpcjonizmu to takie małe zbawienie i wielka pomoc :)
Usuń
OdpowiedzUsuńDałabym radę :)
:)
UsuńJa to chyba mam takie wyzwanie cały czas. Od momentu kiedy zaczęła się pandemia ograniczyłam się do kupowania rzeczy tylko mi niezbędnych, ze względów głównie finansowych. Nie mniej jednak fajnie, że poruszasz ten temat, bo konsumpcjonizm to jest bardzo duży problem współczesnego świata.
OdpowiedzUsuńO tak, jest to ogromny problem :(
Usuń