Dziś przedostatni dzień czerwca, a ja sama nie wierzę w to, że piszę ten tekst wcześniej. Siedzę na kanapie w przemeblowanym salonie, z nogami wyciągniętymi na krześle, bo inaczej już siedzieć nie mogę. Mały Człowiek kopie jak szalony, ja stukam w klawiaturę i tak sobie czekamy na poród, który najprawdopodobniej (według wszelkich znaków oraz ginekolożki) nastąpi około 3 tygodnie przed terminem. Korzystam z ostatnich chwil, gdy mogę robić co chcę i kiedy chcę, bo za chwilę będę musiała podporządkować na jakiś czas całe swoje życie Małemu Mężczyźnie. Wszystko się zmieni, ja się na pewno zmienię...
Ostatnim razem pisałam, że czuję się zmęczona i tak było także w czerwcu, szczególnie wtedy gdy przyszły upały. Mogłam leżeć cały dzień, choć spać nie potrafiłam. Noce nieprzespane, dni spędzone na odpoczynku. Nawet seriali nie miałam ochoty oglądać. Może nie tyle ochoty, co siły...
Przy okazji czułam się przygnębiona, bo musiałam leżeć i się oszczędzać. Miałam same zakazy, bo Maluch pchał się na świat już kilka tygodni temu. Na szczęście udało się go powstrzymać i przetrzymać w brzuchu 4 tygodnie dzięki lekom. A teraz leków już nie ma. Czekamy.
Jestem niecierpliwa. Nie wiem, kiedy konkretnie urodzę, ale już nie mogę się doczekać zobaczenia tego cudu, który stworzyło moje ciało.
Od poniedziałku, co oznacza konkretnie 36 tydzień i 1 dzień ciąży, czuję nagły przypływ energii. To prawdopodobnie syndrom wicia gniazdka, bo układam, sprzątam, przekładam, szykuję... a to wszystko między skurczami, które są coraz bardziej bolesne, acz wciąż nieregularne. Mimo to czuję się lepiej i mam nadzieję, że to już ostatnie dni - choć nie obrażę się też, jeśli Mały Człowiek stwierdzi, że to jednak nie pora na opuszczanie małego mieszkanka.
Jednocześnie czuję się podekscytowana. W końcu niedługo wszystko się zmieni i będziemy musieli odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
W czerwcu potrzebowałam dużo siły i wytrwałości. Ciążowe zmęczenie dawało się we znaki, a ja miałam do zdania 13 egzaminów na studiach. Koniec końców zdałam wszystkie. Czy jestem zadowolona? Tak. Nigdy w życiu nie cieszyłam się tak bardzo z trói. Bałam się, że nie znam egzaminu z mówienia, bo temat był trudny, a do tego pytania dość ciężkie i wiedziałam, że wypadłam beznadziejnie. Ale zdałam, udało mi się i mam "wakacje". Nawet łacinę całkiem dobrze zdałam, bo aż na 4 - wszystko za sprawą tej metody nauki > loci- metoda zapamiętywania, która zmieniła wszystko
Potrzebowałam także odpoczynku na świeżym powietrzu i spacerów, co było wyjątkowo trudne do zrealizowania, biorąc pod uwagę iż miałam zakaz wysiłku, spacerów, sportu itd. Wychodziłam więc na ławkę koło bloku lub do parku po drugiej stronie ulicy i czytałam sobie książki. W ogóle sporo w czerwcu przeczytałam.
Poczułam też potrzebę powrotu do moich rytuałów. Poranna i wieczorna rutyna gdzieś się rozmyły podczas ciąży, zmęczenia... zapragnęłam do nich wrócić. Staram się odbudować moje dobre nawyki, ale nie powiem, by było idealnie. Na razie muszę sobie o nich każdego dnia przypominać. Z czasem będzie lepiej.
Przy okazji muszę też zadbać bardziej o cerę, która jest w opłakanym stanie. Stres, nabiał, słodycze... wiem, że sama jestem sobie winna, więc biorę się do pracy.
Jestem wdzięczna za to, że mam wspaniałą ginekolożkę, która stawia pacjentkę na pierwszym miejscu. Ważne jest dla niej bezpieczeństwo pacjentki, jej komfort. Wiem, że za pieniądze każdy może być miły, ale przeszłam wielu różnych lekarzy prywatnie i żadnej z nich nie miał nawet 1% jej empatii i chęci pomocy. Widać, że spełnia się w swojej pracy.
Cieszę się, że zdałam w pierwszym terminie wszystkie egzaminy i teraz mogę skupić się na odpoczynku i przyjemnościach, a za chwilę na dziecku. I choć - jak zwykle zresztą - brakło mi jednego punktu do wyższej oceny z najważniejszego egzaminu, cieszę się, że go zdałam. Ot, tak!
I w związku z tym jestem wdzięczna za to, że już nie muszę być najlepsza. Mogę być sobą i to jest wystarczające. Ja jestem wystarczająca. Jestem wystarczająca gdy zaliczę egzamin na 3, i gdy zaliczę na 5, i gdy braknie mi jednego punktu do wyższej oceny. Nie piszę, nie błagam, nie proszę o podciągnięcie. Przyjmuję to tak, jak jest. Napisałam najlepiej, jak na dany moment potrafiłam.
Jestem wystarczająca, gdy mam idealny porządek w domu i jestem wystarczająca, gdy pranie wysypuje się z kosza, naczynia leżą w zlewie i nic nie leży na swoim miejscu. Jestem wystarczająca przez cały czas i robię wszystko najlepiej jak mogę - na dany moment.
Miałam taką myśl, że przecież mogłam przyłożyć się bardziej do nauki i wtedy miałabym ten jeden punkt. A potem stwierdziłam, że nie mogłam przyłożyć się bardziej, bo przecież i tak dużo się uczyłam - tyle, ile dałam radę. I tej myśli będę się trzymać przez kolejne - ciężkie - miesiące.
Przez cały czerwiec czekałam na końcowe egzaminy, bo chciałam jak najszybciej wszystko pozaliczać. Czekałam też na koniec studiów, by w końcu odpocząć. Uwielbiam się uczyć, ale nauka po 12 godzin w weekendy oraz po kilka godzin w tygodniu przez długi czas dała się we znaki i potrzebowałam jakiejkolwiek odskoczni.
Czekałam też na prozaiczne rzeczy, jak nowe odcinki jednego z moich ulubionych seriali, czyli "Opowieści Podręcznej", o której będzie w ulubieńcach kulturalnych. Czekałam na ostatnie wyprawkowe zakupy, a czasem po prostu czekałam na wieczór, by iść spać.
Ostatnie dni czerwca za to poświęciłam na oczekiwanie na poród. Wsłuchuję się w swoje ciało i czekam na znaki, że to już. Na razie to skrócona szyjka, rozwarcie, bolesne i nieregularne skurcze, syndrom wicia gniazda, opadnięty brzuch i jakaś taka myśl w głowie, że to już ostatnie dni z dużym brzuchem. Czy tak będzie? Zobaczymy.
Majowy wpis z tej serii miał smutny wydźwięk, więc ten niech ma trochę radości w sobie. Udało mi się zobaczyć kawałek buźki Małego Człowieka podczas jednego USG. Był wtedy bardzo zajęty powolnym smakowaniem wód płodowych. Gdy ginekolożka poszturchała go, by się odwrócił - zaczął pić wody bardzo szybko, jakby ktoś go gonił. Uśmiałyśmy się z tego.
Pani doktor mówiła też, bym godzinę po posiłku liczyła ruchy dziecka. Poinformowałam ją więc, że godzinę po posiłku to on nie kopie, bo już śpi. Zaczyna kopać, gdy tylko zaczynam jeść. I tak przez mniej więcej godzinę. A potem odsypia wysiłek.
Cieszę się, że spotkałam się z moją przyjaciółką z gimnazjum. Byłam pewna, że będzie niezręcznie, a czułam się, jakbyśmy przez te kilka lat widywały się regularnie. Spotkałam się też z drugą przyjaciółką, z bratem, mamą i tatą (który zawiózł mnie do lekarza). Po porodzie będę chciała odpocząć i przez jakiś czas mamy zamiar nie przyjmować gości. Ale na razie cieszę się jeszcze spotkaniami.
Cieszę się też, że po zdaniu egzaminów mam czas na przyjemności. Dużo czytam, oglądam seriale, piszę, porządkuję i robię wszystko, na co po prostu mam ochotę. Po ponad tygodniu odpoczynku od nauki mam już ochotę do niej wrócić. I pewnie wrócę, w wolnym czasie. Nie chcę 3 miesięcy przerwy i całkowitego "odmóżdżenia" (słowo to w cudzysłowie, bo przecież nieuczenie się nie jest odmóżdżające, ale chodzi mi tylko o to, że po takiej przerwie wiele rzeczy trzeba przypominać sobie od nowa).
Cieszę się także z pięknej sesji zdjęciowej, którą zrobiliśmy sami z V. Zdjęcia z niej możesz podziwiać w tym wpisie właśnie. Dla mnie są idealne i takie, jak sobie wymarzyłam. Spokojne, sielskie i na łonie natury.
Pracowałam nad zdaniem egzaminów. A po za tym? Pracowałam nad poprawą warsztatu pisarskiego, bo nie lubię stać w miejscu. Dopracowywałam wpisy, próbowałam dopracować książkę, ale zmęczenie za bardzo dało się we znaki i nie udało mi się to niestety. Będzie jeszcze czas i na korektę książki i na inne rzeczy.
Tęsknie za szczupłą sylwetką. Nie mam nic do brzucha i dodatkowych kilogramów, ale chodzę w trzech sukienkach na zmianę i już zaczyna mnie to troszkę irytować, a nie chcę kupować masy ciuchów na kilka tygodni. Przejrzałam stare ubrania i wyciągnęłam część, w których będę mogła chodzić po porodzie (jak już brzuch zniknie).
Tęsknię też za sportem... albo ruchem jakimkolwiek. Marzy mi się długi spacer, a mogłam wychodzić tylko do parku. Marzy mi się basen, a pływać mi nie wolno. Ruch, jakikolwiek. Moja poranna joga... jeszcze parę tygodni i powolutku będę wracać. Zaraz po tym, jak wybiorę się do fizjoterapeuty i usłyszę, że mogę już ćwiczyć.
Chciałabym w weekend urodzić. Nie wiem, co na ten pomysł moje dziecko, ale z tego co czuję, to chyba też chciałby już wyjść z macicy.
Ale w czerwcu chciałam truskawek, arbuzów i innych owoców. Lekkich posiłków... i góry słodyczy. Już dawno nie jadłam ich aż tyle i wiem, że przesadziłam. Zmieniam to powolutku. Najważniejsze w zmianie tego nawyku sięgania po słodkie było przyznanie, że zajadam stres. Trudno mi było się do tego przyznać, ale taka jest prawda. I... teraz jest już łatwiej.
Sesja na studiach - wydarzenie miesiąca, na które czekałam najbardziej. Doczekałam się i już mam ją za sobą.
Wizyty u ginekologa, podczas których mogłam zobaczyć Małego Człowieka i dowiedzieć się, że bardzo dobrze się rozwija. W obliczu wszystkich problemów w ciąży, jakie miałam i mam do tej pory, chociaż to jedno mnie cieszyło - że nasze dziecko ma się dobrze. Ciekawe, czy doczekam następnej wizyty u ginekologa, czy szybciej trafię na porodówkę...
Tym akcentem kończę ten wpis, który opiera się na studiach i ciąży. Tak wyglądało moje życie. Gdybym cokolwiek mogła, pojechałabym chociaż nad wodę, ale niestety - życie nie zawsze jest piękne i szczęśliwe. Czasem trzeba usiąść na dupie i słuchać poleceń innych. W lipcu będzie już zupełnie inaczej!
Jeśli chcesz, napisz w komentarzu, co dobrego (lub niedobrego) spotkało cię w czerwcu!
Trzymaj się ciepło i do zobaczenia!
Zdrowia dla Ciebie i dzieciaczka.
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
Usuńpiękne zdjęcia życzę dużo zdrowia ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńzdrowia, dużo zdrowia. W czerwcu spotkały mnie przeróżne nieprzyjemne rzeczy, oby lipiec był dobry :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że lipiec był dla ciebie lepszy!
UsuńCzerwiec minął mi szybko, ale w sumie nie było ani dobrze, ani źle..
OdpowiedzUsuńZdrowia dla Was obojga! :)
Dziękuję :)
UsuńGratuluję zdanych egzaminów, a "brakującego" jednego punktu do oceny za kilka lat nie będziesz nawet pamiętać ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że o tym nie zapomnę, ale raczej będzie to zabawna anegdota a nie ból :D
UsuńNajważniejsze to mówić twardo, będzie dobrze bo nie może być inaczej.
OdpowiedzUsuń:)
Usuń