Przyszła prawdziwa jesień. Jak zobaczysz w mieście niską osóbkę opatuloną w „pelerynkę” przeciwdeszczową wielkości spadochronu – to ja. Ale...
Dziś przedostatni dzień czerwca, a ja sama nie wierzę w to, że piszę ten tekst wcześniej. Siedzę na kanapie w przemeblowanym salonie, z nogami wyciągniętymi na krześle, bo inaczej już siedzieć nie mogę. Mały Człowiek kopie jak szalony, ja stukam w klawiaturę i tak sobie czekamy na poród, który najprawdopodobniej (według wszelkich znaków oraz ginekolożki) nastąpi około 3 tygodnie przed terminem. Korzystam z ostatnich chwil, gdy mogę robić co chcę i kiedy chcę, bo za chwilę będę musiała podporządkować na jakiś czas całe swoje życie Małemu Mężczyźnie. Wszystko się zmieni, ja się na pewno zmienię...
Zdrowia dla Ciebie i dzieciaczka.
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
Usuńpiękne zdjęcia życzę dużo zdrowia ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńzdrowia, dużo zdrowia. W czerwcu spotkały mnie przeróżne nieprzyjemne rzeczy, oby lipiec był dobry :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że lipiec był dla ciebie lepszy!
UsuńCzerwiec minął mi szybko, ale w sumie nie było ani dobrze, ani źle..
OdpowiedzUsuńZdrowia dla Was obojga! :)
Dziękuję :)
UsuńGratuluję zdanych egzaminów, a "brakującego" jednego punktu do oceny za kilka lat nie będziesz nawet pamiętać ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że o tym nie zapomnę, ale raczej będzie to zabawna anegdota a nie ból :D
UsuńNajważniejsze to mówić twardo, będzie dobrze bo nie może być inaczej.
OdpowiedzUsuń:)
Usuń