Kim jest introwertyk?
Według Słownika Języka Polskiego (kocham tę książkę całym sercem), introwertyk to osoba zamknięta w sobie, niechętna do nawiązywania znajomości z innymi ludźmi, skupiająca się na własnych sprawach i uczuciach; samotnik.
Czy jestem introwertyczką?
Na ogół jestem zamknięta w sobie i w gronie nowych osób raczej nie odezwę się pierwsza. Jeśli ktoś mnie już zagada, nie ma problemu, ale wcześniej - niekoniecznie. A mam dużo do powiedzenia, wiedzą o tym doskonale moi bliscy. Może nie tyle jestem niechętna do nawiązywania nowych znajomości, co bardzo wybredna, bo nie każdy mi odpowiada. Tak naprawdę z tych wszystkich ludzi, których poznałam do końca szkoły średniej, regularny kontakt utrzymuję z... trzema. Choć ostatnio myślę, że nawet bardziej z dwoma. Jeśli chodzi o studia, to na prawie setkę studentów, którzy zaczynali ze mną pierwszy rok, do tej pory sama z siebie (czyli nie na zajęciach) rozmawiałam z... pięcioma, może sześcioma osobami. Tak totalnie sama z siebie. Przeważnie siedzę na przerwie, jem i czytam, albo piszę z kimś bliskim, bo na co dzień nie ma czasu. ostatnim razem poprawiałam książkę o endometriozie.
Czy skupiam się na własnych sprawach? I tak, i nie. Jestem osobą, która troszczy się o innych, choć z drugiej strony chętnie nie wychodziłabym z domu i nikogo nie odwiedzała (tak, to bardzo dziwne, ale takie dwa sprzeczne uczucia we mnie panują. Lubię przebyć z rodziną, ale nie lubię tego czasu spędzanego na dojechaniu do kogoś). Ale z drugiej strony nauczyłam się dbać o swoje potrzeby. Przez to jestem na studiach, a V. cztery dni w miesiącu zajmuje się sam dzieckiem. Przez to mam czas na pisanie bloga i ciepłą herbatę. Tak, jestem mamą niemowlaka i piję CIEPŁĄ herbatę.
Czy jestem samotnikiem? Znów: i tak, i nie. Nie mam potrzeby chodzenia do klubów czy na duże imprezy. Moja osiemnastka była na sześć osób (w tym ja). Choć jak tak liczę, to chyba było nas jednak pięć... no nie ważne. Ale lubię spotkać się z przyjaciółką, koleżanką czy chociażby mamą. Nie chcę ciągle być sama - byłam już zbyt długo w tym roku i naprawdę nie jest to zbyt przyjemne. Lubię spędzać czas z V., lubię bawić się z Małym Człowiekiem. Ale lubię też być sama, dlatego prysznice przedłużam w nieskończoność, wiedząc, że tam jestem sama ze sobą i nikt nie ma wstępu.
Kim jest typowy introwertyk?
Czy jestem typową introwertyczką? Pewien kolega mógłby powiedzieć, że nie, bo bardzo dobrze nam się kiedyś rozmawiało w pracy. Ale właśnie o to chodzi! To była jedna osoba na raz, która dodatkowo podziela moje poglądy. Dogadaliśmy się świetnie. I na te wszystkie osoby, z którymi przyszło mi pracować (oprócz V.) tak dobrze rozmawiało mi się może z trzema, a wspólne poglądy na ważne tematy, chociażby polityczne, miałam tylko z jedną osobą. Wolę być cicho, niż rozmawiać o byle czym.
Wysoka wrażliwość - co to?
Kim jest osoba wysoko wrażliwa? To osoba która odczuwa inaczej - bardziej. Zupełnie inaczej niż przeciętny człowiek odbiera bodźce, częściej zmaga się z przebodźcowaniem. I nią także jestem. Niestety, słownik nie podaje definicji, ale wyjaśnię ci na przykładach, dlaczego tak właśnie nazywam sama siebie.
Po pierwsze: dźwięk
Mam duże problemy ze słuchaniem po angielsku. Często nie mogę zrozumieć, co do mnie mówią. Wystarczy szmer i już - tracę kontekst. Ale! Po polsku mam to samo, choć posługuję się tym językiem biegle i całkiem poprawnie. Mam bogaty zasób słownictwa, a jednak: hałas (a w sumie nawet najmniejszy szmer) sprawia, że nie rozumiem, co ktoś do mnie mówi.
W pracy, gdzie jest ciągły szum maszyn, jeśli ktoś mówił coś do mnie z odległości np. dwóch metrów, nie rozumiałam go kompletnie. Sprawy nie ułatwia to, że totalnie nie potrafię czytać z ruchu warg oraz z gestykulacji. Albo ktoś mówi odpowiednio głośno, albo się nie dogadamy. Gdy jest cisza, zrozumiem nawet szept, nie tylko po polsku.
Po głośniej imprezie, albo wizyty u rodziny V. chociażby, gdzie jest całkiem głośno, muszę dojść do siebie. Jeszcze kilka godzin później w mojej głowie echem odbija się cały ten hałas, a ja nie mogę spokojnie zasnąć.
Uwielbiam ciszę.
A jednocześnie w pracy nie pracowałam z zatyczkami, bo nie potrafię tak funkcjonować.
Po drugie: jedzenie
Nikt nigdy nie stwierdził u mnie zaburzeń integracji sensorycznej, ale jednym z jej objawów jest wybredność pod kątem konsystencji pokarmu. I to mnie dotyczy bardzo! O co chodzi?
Pamiętam, jak kiedyś mówili mi, że wybrzydzam i kiedyś będę jeść wszystko, a tymczasem rzeczy, których nie jadłam 10 lat temu, nie jem do dziś. Powodów jest wiele, a oto przykładowe, które akurat przyszły mi do głowy:
- kisiel robię konsystencji herbaty, bo ten o normalnej konsystencji wg instrukcji z opakowania nie przejdzie mi przez gardło, a gdybym była zmuszona go zjeść, zrobi mi się niedobrze
- wędlina musi być gładka, żadnych żyłek, przebarwień itd., bo nie zjem
- i tak samo mięso - pierś z kurczaka maltretuję tak długo, aż nie wytnę wszystkiego, co mi nie odpowiada (dlatego częściej jemy kawałki typu nuggetsy niż całe piersi). Nie, u kogoś też nie zjem i będę odcinać w kotlecie to, co mi nie pasuje
- nie zjem rozmiękłych warzyw (np. sałatki z sałaty i pomidora na drugi dzień, albo świeża albo wcale)
- nie ruszę podrobów, bo wywołują u mnie odruch wymiotny
- niektóre owoce (np. gruszki czy jabłka) lubię tylko twarde tak, że można połamać na nich zęby
- nie zjem pestek z winogrona czy arbuza, będę wybierać wszystkie co do jednej
- moja babcia robi pyszną galaretkę (na zasadzie dżemu, ale bez kawałków owoców), ale kiedyś zrobiły się takie kryształki prawdopodobnie cukru - nie byłam w stanie tego jeść, mimo że smak był ten sam
- gdy żelatyna rozpuściła mi się nierównomiernie w serniku na zimno, nie zjadłam go, a wiesz, jak uwielbiam słodkie
- nie wypiję ostatniego łyka herbaty, jeśli pływają tam jakieś "farfocle"...
Przykładów mogłabym napisać jeszcze więcej, ale musiałabym nad tym dłużej posiedzieć. Pominę już fakt, że im jestem starsza, tym mniej rzeczy jem. Jestem wybredna i nikomu nic do tego. Niech lepiej każdy pilnuje swojego talerza. Dlatego też dziecka nie będę zmuszała do jedzenia. Dorośli są tacy, że dziecko zmuszają do wszystkiego, podczas gdy sami czegoś nie lubią i to jest ok. Bardzo mi się to nie podoba.
Po trzecie: dotyk
Lubię się przytulać, kocham głaskanie, drapanie (nie tylko po plecach). Ale nie lubię, gdy nowo poznana osoba chce się przywitać "trzema całusami" i zawsze się odsuwam. Tak samo, jak nie przytulę obcej mi osoby (tak, bo np. ciotka, którą widzę pierwszy raz w życiu jest dla mnie obca). Nie pozwalałam głaskać mnie po brzuchu w ciąży (tylko dwóm czy trzem wyjątkom pozwalałam na to). Kiedyś miałam ochotę trzasnąć starego zboczeńca (bo inaczej tej osoby nie potrafię nazwać), bo w pracy złapał mnie za rękę i chciał po niej całować. To było naruszenie mojej strefy komfortu i myślę, że kolejny raz bym się nie wahała.
Nie lubię też pewnych ubrań. Nie założę golfu (ani biżuterii na szyję) i nie zapnę kurtki do końca, bo mam wrażenie, że się duszę. Doskonale rozumiem dzieci, które tego nie lubią. Za to szalik jest ok, ale musi być luźno. W ogóle (oprócz pierścionka zaręczynowego, który i tak czuję cały czas i ciągle zwracam na niego uwagę) nie noszę biżuterii, bo mi ona przeszkadza. Żadnych bransoletek itd. bo nie potrafię się skupić.
Nie noszę stringów i wyrzuciłam wszystkie koronkowe majtki, bo zrozumiałam, że ich nie lubię. Ani w dotyku, ani tego, jak wpijają się w tyłek. Ciągle miałam ochotę je poprawiać, a noszenie ich nie sprawiało mi przyjemności.
Ale ubrania to nie wszystko. Nie lubię pewnych rzeczy dotykać. Puszka pełna śrubek na czarną godzinę? Całą ci podam, pojedynczej śrubki nie będę szukać, chyba że w rękawiczkach. W pracy kosztowało mnie to naprawdę sporo nerwów, ale tam wszystkie komponenty były czyściutkie z nowego pudełka - to też co innego.
Nie umyję komuś (ani sobie) "dziubka" od butelki z dziubkiem. Butelkę tak, ale dziubka już nie. A do zmywania nie leję wody do zlewu, bo ciarki mnie przechodzą, gdy dotykam pływającego jedzenia. Tak samo, jak podczas kąpieli w morzu, przejadę nogą po glonie. Chodzenie bosymi stopami po trawie przeraża mnie tak bardzo, że nie potrafię tego robić. Za to po piasku uwielbiam.
Na swoim laptopie uwielbiam pisać, ale na czymś już niekoniecznie. Tak samo w szkole nie lubiłam używać po kimś myszki, ale nie było wyjścia. Wolę pamiętać o swoim długopisie, niż pożyczyć od kogoś. Jeśli ten "czyjś" jest pogryziony, nie dotknę go wcale. Mam nawet preferencje co do papieru w książkach i choć "Krzyżacy" mi się podobali, tak przez ten papier, który był użyty, czytało mi się okropnie.
Jednocześnie nie lubię robić wszystkiego w gumowych rękawiczkach, bo mam wrażenie, że nic wtedy nie czuję. Bałabym się myć tak naczynia. Mycie toalety jeszcze ok, choć szczerze mówiąc, wolałabym wyszorować dobrze dłonie.
Uwielbiam sprzątać, ale nie dotknę nic ze sterty drobnych rzeczy typu: zatyczki do uszu, żetony do wózków itd. Gdy V. zostawi zatyczki do uszu na szafce nocnej, a ja ścieram kurze to są trzy opcje:
- zostawię mu ścierkę żeby pościerał sam kurz
- obetrę wszystko dookoła, byle tylko nie dotknąć zatyczek
- przesunę je kablem od ładowarki tudzież chusteczką złożoną na pół
Innych opcji nie ma, nawet jakby to były nowe, nieużywane zatyczki.
Po czwarte: węch
Czy tylko mi robi się niedobrze w alejce z płynami do płukania? Podczas, gdy moja mama lubi powąchać różne i wybrać najładniejszy, ja powącham jeden i jak mi pasuje to biorę. A w ogóle to trzy ostatnie kupiłam takie same i problem rozwiązany.
Nie lubię, jak ktoś chce mnie przytulić (a już szczególnie nowopoznany), kto ma mocne perfumy (chyba, że akurat zapach mi się podoba, ale szansa jest niewielka). W każdym mieszkaniu wyczuwam specyficzny zapach, ale wydaje mi się, że każdy tak ma. Jeśli się mylę, napisz mi w komentarzu!
Zapach mięty... i smak wyczuję wszędzie. Jeśli powiesz mi, że np. w soku go praktycznie nie czuć, gwarantuję, że ja poczuję. Nawet pasta do zębów jest trudna do przejścia, dlatego moją ulubioną jest Meridol. Choć akurat przez ostatnie lata zrobiłam mały postęp i umyję zęby delikatną miętową pastą bez obrzydzenia (ale wciąż z niesmakiem). Nie wypiję soku miętowego, herbaty, nie zjem miętowych czekoladek.
Całowanie po przebudzeniu jak na filmach? Zapomnij. Bez umycia zębów nie ma co się do mnie zbliżać. Nawet mówić w moim kierunku.
Tak sobie myślę, że to chyba wystarczy. Odczuwanie "bardziej" czasem jest przyjemne (np. podczas przytulania z kochaną osobą), ale jest okropne, gdy nie mogę kogoś zrozumieć, gdy dostaję u kogoś do jedzenia coś, czego nie przełknę itd.
I wiesz co? Kiedyś myślałam, że muszę się starać, bo przecież nie chcę komuś sprawić przykrości itd. Ale potem doszłam do wniosku, że ja czuję się o wiele gorzej godząc się na coś, co sprawia mi ogromny dyskomfort. I mam teraz gdzieś, co ktoś sobie o mnie pomyśli. Nie będę jeść wszystkiego. Nie będę dotykać wszystkiego. Nie będę się zmieniać, bo nie mam takiej potrzeby.
No, jedynie z tym słuchaniem chciałabym, by było łatwiej.
A czy ty jesteś introwertyczką? A może osobą wysoko wrażliwą? A jeśli nie - masz może jakieś takie swoje "dziwactwa"? Napisz koniecznie.
Trzymaj się ciepło i do zobaczenia!
Jestem introwertyczką zdecydowanie, najlepiej się czuję tylko w.. swoim towarzystwie :D Ale powiem Ci, że z tym jedzeniem zaciekawiłaś mnie, wow :)
OdpowiedzUsuń:D
UsuńMamy bardzo dużo wspólnego, co do ludzi. Tak samo nie znoszę obcisłych golfów i krótkich naszyjników. Nie wiem, co to za pomysł dotykania cudzego brzucha, może warto, żeby ktoś zobaczył film z kanału "Czas Gentlemanów". Też nie znoszę dotykania i zbytniego spoufalania, i najchętniej nie wychodziła bym z domu :D
OdpowiedzUsuńMuszę zobaczyć ten film, bo mnie zaintrygowałaś :)
UsuńTeż jestem introwertyczką Wolę być sama albo z bliskimi Wolę, żeby nikt mnie nie zaczepiał w sklepie czy w poczekalni bo nie mam ochoty rozmawiać z nikim Kiedyś było zupełnie inaczej To ja zaczynałam rozmowę,to ja byłam pierwsza, żeby komuś coś pomóc, podpowiedzieć coś, pożartować-nawet z obcymi ludźmi Wśród ludzi czułam, że żyję Teraz jest jak jest i dobrze wiem dlaczego Mam nadzieję,że wrócą tamte czasy
OdpowiedzUsuńA co do różnych "dzieactw" - chyba każdy jakieś ma Ja nienawidzę osadu ma zębach Cierpię katusze kiedy go czuję a nie mam możliwości umyć zębów
Kolejne to monety-kiedy muszę przeliczyć większą ilość najchętniej użyłabym rękawiczek To samo tyczy się ścierania kurzu I z takich bardziej drastycznych dla mnie-piasek pod kapciami (tudzież żwirek) U kogoś zniosę ale u mnie bez narzekania się nie obejdzie Jak tylko mam czas i siłę łapię za odkurzacz
Bardzo fajny wpis 🙂
P.S.Nie przeszkadza mi za to ,kiedy muszę wyciągnąć włosy z odpływu pod prysznicem GOŁYMI RĘKOMA 😀😀😀