Nie wierzę w to, że jednego dnia mam czas na pisanie dwóch tekstów. Od wczoraj Mały Człowiek przechodzi najśmielsze oczekiwania i śpi sam, a nie tylko u mnie na rękach. Ale po dwóch naprawdę ciężkich dniach każdemu z nas ten spokój jest potrzebny. Jednak - nim o tym, co dziś, warto napisać o tym, co działo się we wrześniu. A działo się naprawdę sporo i pewnie o połowie rzeczy zapomnę. Nieistotne. O tym, co naprawdę ważne - napiszę. I wiem, że czekasz na najważniejsze wieści, ale o nich za chwilę. Wytrzymaj jeszcze troszkę.
Gdy zaczynałam tę serię, nie wierzyłam, że długo pociągnę. Przecież zaczynałam już tak wiele cyklów wpisów, a w sumie niewiele z nich przetrwało. A piszę już tyle miesięcy! Polubiłam tę formę dzielenia się uczuciami i przeżyciami. Ten cykl wpisów pokazuje, że nikt nie ma idealnego życia. Ostatnie dwa wpisy były przesycone smutkiem i trudem. Czy teraz jest już łatwiej? Czy teraz czuję się lepiej?
Czuję się...
Na początku miesiąca czułam się zrezygnowana. Wyjazd V. przeciągał się i przeciągał. Trwało to wszystko tak długo, że gdy napisał, że może wracać - nie wierzyłam w to. I nie wierzyłam nawet wtedy, gdy zobaczyłam go całego i żywego, wysiadającego z autobusu. Nie wierzyłam, gdy podbiegłam do niego z Małym Człowiekiem (którego nic nie wyrwało ze snu). Nie wierzyłam...
Czuję się szczęśliwsza i spokojniejsza, ale jeszcze nie całkiem spokojna i szczęśliwa. Mamy wiele papierologii, formalności do załatwiania. Jednak to już nie taki stres, jak ten wcześniej. Teraz V. jest obok mnie i bardzo dobrze mi z nim.
Macierzyństwo mnie dobiło w ostatnim tygodniu września. Czułam się rozbita tak bardzo, że nie tylko nie radziłam sobie z dzieckiem, ale też i z samą sobą. Wiesz, gdy przez dwie doby śpisz 4 godziny (przerywane, przez godzinę najdłużej bez przerwy, ale w większości po kilka minut), bo twoje dziecko tak płacze, że po pierwsze nie możesz tego znieść, a po drugie jest ci żal tej małej istoty, że nie potrafi powiedzieć, co jest nie tak... wtedy łzy same płyną. Gdyby nie V., nie wiem, jak dałabym sobie radę. Jest wspaniałym tatą, który zajmuje się dzieckiem w środku nocy, nawet gdy o 3:30 wstaje do pracy.
Potrzebuję...
We wrześniu potrzebowałam po prostu czasu. Czasu najpierw na oczekiwanie na V. Potem czasu tylko dla nas, a później czasu też dla samej siebie. W końcu mogę go mieć. W końcu jest mi łatwiej.
Potrzebowałam, by ktoś mnie przytulił przed snem, by ktoś pogłaskał po głowie i powiedział: świetnie sobie poradziłaś.
I to właśnie dostałam.
Naprawdę niewiele mi trzeba do szczęścia. Szybko przyzwyczajam się do trudnych sytuacji (a to mogło mnie zaprowadzić do zguby!) i koniec końców zaczynam sobie radzić w nich tak dobrze, że każda zmiana na lepsze jest dla mnie dziwna. Gdy wychodziliśmy na spacery, sama chciałam wnosić wózek, mimo że nie musiałam dłużej robić tego w pojedynkę. I tak mogłabym wymieniać bez końca. Minęły dwa tygodnie, a ja nadal się nie przyzwyczaiłam.
Nadal potrzebuję czasu. Mam wrażenie, że to mój największy sprzymierzeniec, choć widzę, jak szybko upływa. Chwilę temu Mały Człowiek skończył 12 tygodni. A ja mam jeszcze tyle planów do zrealizowania przez ten wspaniały, a zarazem trudny rok.
Jestem wdzięczna za...
Jestem wdzięczna za całą pomoc jaką otrzymałam przez ten czas, gdy byliśmy z Małym Człowiekiem sami. Jestem też wdzięczna za zaangażowanie każdej mojej czytelniczki w sprawę, za wszystkie słowa wsparcia które otrzymałam. A gdy V. wrócił... dostałam tyle wiadomości, że już się cieszycie, że życzycie nam wszystkiego dobrego. Miałam łzy w oczach, naprawdę.
Jestem wdzięczna za to, że udało mi się zbudować takie miejsce. I choć tu i na Instagramie nie jest was aż tak dużo, to czuję, jakbyśmy się wszystkie dobrze znały. Naprawdę. Zależało mi na tym i nadal zależy!
Jestem też wdzięczna za to, że już nie jestem sama. Naprawdę podziwiam samodzielne mamy, które radzą sobie tak przez całe życie. Jesteście wielkie!
Czekam na...
We wrześniu czekałam tylko na jedno: na powrót V. do domu. Wyobrażałam sobie to wszystko. Przygotowałam mu aż 7 niespodzianek:
- napis: WITAJ W DOMU (dzięki mamo, że mnie przypilnowałaś, bym na pewno go zrobiła!);
- kaktus w doniczce, na której napisałam słowa naszej piosenki: "Буду тебе слухати ніч і день/Буду тебе вабити від людей/Буду твоя ха-а-а, мелодія" (wrzucę ją poniżej, może ci się spodoba)
- przemeblowanie w salonie, by było bardziej ergonomicznie i ładnie
- plakat "Tunel Miłości", o którym pisałam TUTAJ
- tort z napisem: tęskniliśmy za tobą (po ukraińsku)
- oscypki i dżem żurawinowy
- pudełko z prezentem - nie napiszę, co było w środku!
Cieszę się...
Cieszę się, że rodzina jest w komplecie, a dzięki temu mam trochę czasu dla siebie. Wiem już, że nie muszę za każdym razem biec do dziecka, bo nie jesteśmy już sami.
Jestem szczęśliwa, bo mam się do kogo przytulić, mam kogo pocałować. Ma mnie kto pocieszyć i pozwolić się wypłakać, gdy mam taką potrzebę. Czasem mam wrażenie, że V. zna mnie lepiej niż ja sama, bo potrafi trafić swoimi słowami w punkt. Nazywa moje emocje. Wie, czego mi trzeba. A jednocześnie nie kontroluje mnie i daje mi swobodę. Dba o mnie. Sprawia, że rozkwitam.
Pracuję nad...
Pracuję nad sobą. Wiem, że czeka mnie długa droga i gdyby nie koszty, pewnie byłabym już na psychoterapii. Jednakże... najpierw fizjoterapia, bo z ciałem jest chyba ciężej niż z umysłem - przynajmniej na razie. Muszę zrobić porządek z rozejściem mięśnia prostego brzucha po ciąży, muszę zrobić porządek z mięśniami dna miednicy. Widzę światełko w tunelu.
Pracuję też nad organizacją. Wszak "dobra organizacja to podstawa i wtedy można wszystko". Gówno prawda. Nawet nie przepraszam za to wyrażenie. Nawet najlepsza organizacja leży, gdy dziecko drze ci się od doby i nie wiesz dlaczego. I spać też nie może. A przez to ty nie śpisz.
Ale pracuję nad organizacją, bo wiem, że bez tego ani rusz. Sporo ułatwi, pod warunkiem jednak, że będę wciąż elastyczna. Dziecko, dom, studia, blog, Instagram, książka, endometrioza... jak to wszystko pogodzić i jednocześnie być z V. i być sobą? Jak dać radę? Z pomocą przychodzi mi organizacja. Ale nad tym naprawdę trzeba pracować każdego dnia.
Tęsknię za...
We wrześniu tęskniłam za V. W końcu wrócił, o czym wspomniałam dziś już chyba milion razy - mam nadzieję, że mnie rozumiesz i wybaczysz tę monotonię :)
A teraz tęsknię za przespanymi nocami. Jakiś taki lekki kryzys mnie dopadł po ostatnich ekscesach. Ale jeszcze tylko... parę lat i znów będę spać całą noc. Jest nadzieja!
Chciałabym...
Chciałabym, by już wszystko było dobrze. Byśmy nie mieli żadnych problemów i trudności. To jednak niemożliwe i wpadliśmy w wir załatwiania papierów w każdym miejscu i z każdym. Mamy za sobą już tłumacza, urzędy, a nawet sąd. A to jeszcze nie koniec. Jeszcze sporo przed nami.
Chciałabym jeszcze troszkę wolnego. Ale nie mojego, tylko V. Byśmy mogli być cały dzień razem, by gdzieś pojechać, pospacerować po lesie czy innym miejscu. By spokojnie obejrzeć film. Weekend już niedługo, może spełnię choć troszkę tych małych marzeń.
Najważniejsze wydarzenie...
I tego się nie spodziewasz, naprawdę...
Najważniejszym wydarzeniem było...
To gdy V. wrócił. Ale to nie wszystko. Pojechaliśmy po niego na dworzec główny do Wrocławia. Czekaliśmy prawie do 22 i w końcu się zobaczyliśmy. A potem pojechaliśmy do domu. Byliśmy tam przed 23. V. się trochę rozpakował, znalazł wszystkie niespodzianki ode mnie, a później spytał, czy chcę prezent od razu czy wolę poczekać. Jako iż lubię prezenty, nie chciałabym czekać.
I tak wyszło, że...
... jeszcze przed północą się oświadczył! Nie spodziewałam się tego w ogóle. Wszystko było po naszemu - spontanicznie, bez świadków. A ja wypaliłam:
- Czy teraz mam powiedzieć tak?
- A jest jakaś inna odpowiedź? - spytał.
Odpowiedziałam: oczywiście! Bez wątpliwości. Owszem. Tak.
I na tym zakończę.
Jeśli chcesz, napisz w komentarzu, co dobrego (lub niedobrego) spotkało cię we wrześniu!
Trzymaj się ciepło i do zobaczenia!
PS. Czytałam ten tekst podczas korekty i łzy napłynęły mi do oczu. To znaczy tylko tyle, że nadal to wszystko bardzo mocno przeżywam.
Jaki wzruszający wpis, gratuluję zaręczyn :) Naprawdę świetnie sobie poradziłaś, co wcale nie jest łatwe nawet we dwójkę. Życzę jak najwięcej przespanych nocy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńJaki bobasek już fajny. Gratuluję zaręczyn.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńGratulacje! Twój Synek rośnie jak na drożdżach :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) mam wrażenie, że on te drożdże je na kilogramy
UsuńGratulacje :-) Bobasek super :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńsuper wpis.
OdpowiedzUsuń