Ile to już razy wracałam do zdrowego stylu życia? Kiedyś z dnia na dzień rzuciłam słodycze i udawałam sama przed sobą, że wcale mi ich nie brakuje. Nie brakowało, aż do pierwszego zjedzonego po przerwie. Wtedy przepadłam i do tej pory nie mogę wyjść z tego błędnego koła. Zdrowy styl życia przy Małym Człowieku nie jest łatwy, bo nie zawsze mam czas, siłę i chęci by gotować zdrowe posiłki, by ćwiczyć, robić treningi czy po prostu: ruszać się. Przyszła jednak pora na zmiany. Takie zmiany, z którymi sobie poradzę przy moim jakże napiętym grafiku.
To jest makaron Ireny, który robiłam niedawno i był megapyszny. Tylko tym razem zamieniłam ciecierzycę na mięso.
W ulubieńcach (przeczytaj tu: Podcast, kosmetyki i herbata | ulubieńcy) pisałam o ulubionym podcaście, który zachęcił mnie do zmian. Potem kupiłam książkę, o której jeszcze napiszę. Znalazłam w niej rady, jak nie postępować, by być fit na zawsze, a nie tylko na chwilę. Uzbrojona w nową wiedzę zakasałam rękawy i...
... nie wprowadziłam żadnych spektakularnych zmian, bo nie o to tu chodzi. Uczę się zdrowego podejścia do... zdrowego stylu życia. Jakkolwiek to nie brzmi. Przestaję wtórować zasadzie: wszystko albo nic i wychodzę z błędnego koła od poniedziałku. Wiem, brzmi obiecująco. I tak właśnie jest.
Nie musisz wprowadzać spektakularnych zmian, by żyć zdrowo
Jak już wspomniałam, nie będzie spektakularnych zmian. Takie rzeczy fajnie wyglądają zapisane w planerze, albo w głowie, gdy dzidziuś ma lepszy dzień i wszystko idzie jak po maśle. Tylko, że on taki dzień miał jeden przez ostatnie 1,5 tygodnia...
Tak więc wprowadzam małe, a niektóre to nawet maleńkie zmiany, które pomogą mi być bardziej fit. Nie superhiperekstafit, a po prostu bardziej fit. Chcę żyć zdrowiej, ale bez wyrzeczeń, bez zrywów, bez żalu za tym, co porzuciłam.
Ruch
Ruch jest bardzo ważny, ale nie ukrywajmy: po kilku godzinach noszenia 9 kilogramowego bobasa ręce ciągną się przy samej ziemi. Jeśli dodać do tego spanie ciągiem maksymalnie 1,5 godziny od miesiąca... nie ma na ten ruch siły. Ruch w rozumieniu: trening.
Ale właśnie, ruch to nie tylko trening. To też spacer, to też właśnie chodzenie po domu z bobasem przez kilka godzin, bo nic innego nie pomaga na jego marudzenie. Ruch to też sprzątanie i wiele innych codziennych aktywności.
Chciałam jednak wrócić do ćwiczeń. Więc wróciłam najpierw do mojej jogi, którą ćwiczę - uwaga: jakieś 2 minuty dziennie. CODZIENNIE. Niby nic takiego, prawda? Ale przynajmniej zrobiłam krok do przodu i zaczęłam.
Oprócz tego nadal ćwiczę mięśnie dna miednicy oraz ćwiczenie na rozejście mięśnia prostego brzucha (pisałam o tym tu: Fizjoterapia uroginekologiczna po porodzie (i nie tylko)). To też niewiele czasu, ale ćwiczę praktycznie każdego dnia.
I... zaczęłam robić treningi. Na razie jest to plan treningowy Marty (zobacz tu: WYZWANIE #FITNAZAWSZE – PLAN TRENINGOWY NA TYDZIEŃ 1). Mamy tam 5 treningów w planie (i jeden podwójny, bo był tam live). I teraz zapytasz: Klaudia, skoro masz tak mało czasu, to jak zrobisz 5 treningów w tygodniu?
Nijak.
Bo nie taki jest mój plan. Założyłam, że zrobię wszystkie te treningi w 1,5 miesiąca. Daje to jeden trening tygodniowo. Jeśli uda mi się szybciej, to fajnie; jeśli nie uda się, to nic. Przynajmniej się ruszam.
Update: w chwili, gdy to piszę, udało mi się odhaczyć dwa treningi - jeden w niedzielę, a drugi w czwartek, więc mam wynik wyższy niż jeden trening w tygodniu.
Odżywianie
Zdrowe odżywianie uwielbiałam, a potem urodził się Mały Człowiek i brak czasu i chęci oraz siły mnie dobił. Nie chciało mi się gotować nic zdrowego. Oczywiście obiady były w miarę ok, ale śniadania czy kolacje pozostawiały wiele do życzenia. Nie wspominając o słodyczach, których chłonęłam ilości ogromne, tłumacząc sobie, że potrzebuję energii.
Powrót do zdrowego odżywiania odwlekałam bardzo długo, bo - sprzecznie z moją wiedzą - byłam pewna, że nie mam na to czasu. A przecież przygotowywanie zdrowego jedzenia w ogóle nie musi być czasochłonne. Mogę podczas robienia kolacji zrobić nocną owsiankę. Mogę zjeść zwykłe kanapki z dodatkową porcją warzyw. Mogę wybrać ciemne pieczywo zamiast jasnego. Mogę nie kupować niezdrowych rzeczy.
Jak widzisz, czasem nawet można oszczędzić na tym czas. A jeśli chodzi o obiady, szukam przepisów szybkich, łatwych i smacznych. Przeważnie są to obiady Ireny, która gotuje wegańsko, ale przecież to żaden problem zamienić jakiś składnik. Doszłam kiedyś do wniosku, że najlepsza książka kucharska to ta wegańska - dla osób, które jedzą wegańsko, wegetariańsko, dla osób, które mają nietolerancję laktozy, dla osób które jedzą wszystko - bo przecież wystarczy zamienić strączki na mięso i już. A można też spróbować wegańskiego jedzenia, naprawdę nikt się wtedy nie zamieni w krowę czy królika.
W ogóle staramy się w jednym tygodniu zjeść zupę, "normalny" obiad i obiad wegański. Robimy tak od dawna i jak na razie nikomu nic nie jest.
Jeszcze jednym moim prostym nawykiem, który wprowadzam w kontekście odżywiania, jest jedzenie jednego owocu dziennie. Nie narzucam sobie jego formy (ale nie, słoik dżemu to nie jest porcja owoców) ani jaki to konkretnie ma być owoc.
"An apple a day keeps a doctor away" (jabłko dziennie trzyma cię z dala od lekarza) - co ja uważam? Że jedzenie jabłka codziennie doprowadzi do niechęci do jabłek. Ot, co. Dlatego jem różne owoce w różnej formie (banan w owsiance, jabłko z masłem orzechowym, mus truskawkowy itd.).
Słodycze
Słodycze w mojej diecie są i będą. Przestałam się oszukiwać, że nie będę ich jeść, bo to działa, ale tylko na jakiś czas. Potem pękam i jest tylko gorzej (tak, jadłam tabliczkę czekolady dziennie przez kilka dni. Nie, to nie jest zdrowe).
Najważniejsza jest dla mnie zasada 80/20, czyli 80% zdrowego jedzenia i 20% na mniej zdrowe. Wiadomo, nikt tego z linijką mierzyć nie będzie, ale mamy tu miejsce na np. deser, który jest deserem a nie ciastkami z fasoli bez cukru (które, swoją drogą, wcale dobre nie były). Zamiast tego zjadłam fondant i to było coś niesamowitego. Nie żałuję. I nie uważam, że jem niezdrowo, bo reszta posiłków tego dnia była zdrowa, pełna warzyw.
Kawałek ciasta, batonik, czekolada czy inne słodkości są smaczne i są ok, jeśli są jedzone z rozsądkiem. A to jest bardzo trudne.
Suplementacja
W naszej szerokości geograficznej zalecane jest, by suplementować witaminę D3 i to robię od dawna. Ale do tego dodałam od początku lutego także suplementację OMEGA3, bo ryby jem naprawdę bardzo rzadko (i są to dwie na krzyż, bo innych nie tknę).
Nie popadam w skrajności. Nie kupuję multiwitamin, bo one nie są mi potrzebne. Jedząc dużo warzyw i owoców nie potrzebuję jeszcze dodawać sobie witaminy C chociażby. Suplementacja powinna być dobrana do potrzeb danej osoby. V. chociażby suplementuje żelazo, bo (uwaga!) DOSTAŁ TAKIE ZALECENIE OD LEKARZA. Dostał też konkretne wytyczne i kontroluje poziom żelaza we krwi regularnie.
Nie rób nic na własną rękę i bez odpowiednich badań (chyba, że chodzi o witaminę D3 lub OMEGA3, jeśli nie jesz ryb). Całą resztę lepiej najpierw skontrolować, a dopiero później suplementować.
Taka anegdota: V. często miał skurcze. Stwierdził, że musi suplementować magnez, bo przecież tak wszędzie piszą. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że akurat poziom magnezu ma w normie i problem ma zupełnie inne źródło.
I to moje wszystkie sposoby na bycie fit aktualnie. Nic więcej. Nic spektakularnego. Wszystko takie, jakie pasuje do mojego aktualnego stylu życia, moich potrzeb i takie, jakie mnie nie zniechęci.
Pamiętaj, że czasem narzucamy sobie mnóstwo zmian i jest fajnie... przez kilka dni, a potem wszystko wraca do punktu wyjścia, bo nam się odechciewa. Nie róbmy tak. Małe kroczki też są fajne.
A co ty robisz, by żyć zdrowiej?
Trzymaj się ciepło i do zobaczenia!
Odwiedź mnie na Instagramie:
Kroczek po kroczku, wszystko stopniowo :)
OdpowiedzUsuńTak najlepiej :)
UsuńCiężko wrócić do bycia fit. Jestem czipsożercą i colopijką:D - po prostu lubię. Bez słodyczy nawet mogę się obyć. Był czas, że nawet dobrze mi szło przez kilka miesięcy bez używek i słodyczy ale ...
OdpowiedzUsuństres w pracy, obowiązki i różne historie w życiu codziennym zaprzepaściły wszystko. Gdybym tylko miała jakąś większą mobilizację by chociaż te 10kg a może i 20 zrzucić. :(
Pozdrawiam.
A może tak pozwalać sobie na chipsy i colę, ale rozsądnie? :) zamiast narzucać sobie zniechęcające cele
UsuńOj znam to, człowiek próbuje, chwile jest ok, a potem wracają stare nawyki :( Ale najważniejsze to się nie poddawać i stopniowo zmierzać do celu :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie! I porównywac się do siebie sprzed jakiegoś czasu :)
Usuń