Choć na co dzień robię normalne zakupy, są takie rzeczy, których nigdy nie kupowałam, albo które kupowałam kiedyś i teraz już tego nie robię. To pierwsza część listy rzeczy, których nie kupuję. Z czasem pojawią się kolejne, bo ciągle sobie o czymś przypominam. Znajdziesz tu rzeczy do domu, do rozrywki, sportowe, tekstylia, kosmetyki i wiele innych.
Jakich rzeczy nie kupuję?
Są we mnie dwa wilki. Jeden nie chce kupować nic i ma problem z wydawaniem pieniędzy. Drugi bez problemu robi zakupy, ale tylko w ważnych dla mnie kategoriach i gdy są to rzeczy przemyślane i potrzebne (choćby miały dawać jedynie przyjemność).
A jakich rzeczy nie kupuję? Sprawdź niżej! Ciekawi mnie, która z tych rzeczy zaskoczy Cię najbardziej! Daj znać w komentarzu.
Ramki na zdjęcia
Mam kilka ramek na zdjęcia, które dostałam w prezencie. Nie potrzebuję ich więcej. Zdjęcia i ramki łapią kurz i trzeba je regularnie przecierać (szczególnie, że mam w domu dwóch alergików i ten obowiązek z wiadomych względów spada na mnie). Dlatego zostaję przy tych trzech ramkach, które już mam.
Gazety
Nie widzę sensu kupowania gazet. Większość informacji jest w internecie lub książkach. Mama czasem przywozi mi „Modę na zdrowie”. Czytam to, co mnie ciekawi (czyli niewiele), a potem wycinam obrazki, z których robię czasem kolaże.
Płyty
Kiedyś miałam jedną płytę z muzyką, ale ją sprzedałam. Tak naprawdę mam odtwarzacz tylko w aucie, ale i tam nie słucham muzyki. Wolę jeździć w ciszy. A w domu nie mam ani jednego wejścia na płyty. Dlatego jak już mam ochotę, to słucham muzyki na Spotify (za darmo, nie kupowałam abonamentu, bo go nie potrzebuję).
Abonament telewizyjny
Nie posiadam „normalnej” telewizji już od ponad 5 lat (w grudniu będzie 6!) i... wcale mi jej nie brakuje. Słyszałam, że jak się ma dziecko, to trzeba mieć telewizję. Uważam, że lepiej jej nie mieć, bo przynajmniej Mały Człowiek nie chce ciągle oglądać bajek. Wie, że może obejrzeć kilka Śpiewanek na YouTube, ale też nie codziennie. A i my nie mamy „potrzeby” telewizora włączonego przez 24/7. Zdecydowanie bardziej wolimy korzystać z Netflixa, gdzie możemy obejrzeć co chcemy, kiedy chcemy i bez reklam.
Telewizor
Nie mamy telewizora. Nie potrzebujemy go, bo filmy i seriale oglądamy na laptopie lub komputerze. Marzymy jednak o rzutniku i oglądaniu na ścianie. Na razie od prawie roku go nie kupiliśmy. Zobaczymy, jak to się potoczy. Może pojawi się dopiero w naszym domu, gdy już się wybudujemy.
Aplikacje na telefon
Nie kupuję płatnych aplikacji na telefon. Wystarczają mi podstawowe wersje, np. Lightrooma. Tym bardziej nie kupuję gier na telefon i dodatków do nich.
Biżuteria
Jedyną biżuterią, jaką kupiłam, były obrączki ślubne. A i tak jej nie noszę! Próbowałam, ale nie lubię biżuterii, nie czuję się w niej dobrze i mi przeszkadza. Mój mąż kocha mnie i bez tego kawałka metalu.
Zegarki
Nie mamy zegara na ścianie. Nie mam zegarka na rękę (z takich samych powodów, z jakich nie mam biżuterii). Mamy telefony, które pokazują godzinę. Co więcej, przy zmianie czasu w telefonie od razu jest aktualizacja, czego nie można powiedzieć o zwykłych zegarkach.
Mydło w płynie
Nie korzystamy z mydła w płynie. Do rąk już od kilku lat używamy mydła w kostce. Dla Małego Człowieka mamy mydło w piance, bo kostka jest jednak trudniejsza w obsłudze dla dwulatka, któremu bardzo się śpieszy. Ale z pianki korzysta tylko on, więc starcza na bardzo, bardzo długo.
Kosmetyki do golenia
Kiedyś kupowałam kosmetyki do golenia. Zawsze kończyło się zacięciami i krwawieniem. Uznałam, że to bez sensu wydane pieniądze. Nogi golę „na wodę” i nie zauważyłam, by skóra była bardziej podrażniona, niż przy użyciu pianki do golenia.
Pianka i lakier do włosów
Nie lubię sztywności na włosach. Z lakieru korzystałam na swój ślub, choć nawet nie tyle do włosów co do welonu, żeby spinka od niego się nie ruszała (a i tak mi zjechał!).
Kosmetyki jednorazowe (np. do włosów, maseczki)
Nie lubię kosmetyków jednorazowych. Gdy coś mi przypasuje, mogłabym kupić 5-litrowy baniak i byłabym szczęśliwa. Bardzo, bardzo, ale to bardzo rzadko kupuję maseczki w płachcie (maksymalnie raz w roku).
Waciki jednorazowe
Z wacików jednorazowych nie korzystam już od jakichś 4 lat. Kupiłam wielorazowe i jestem z nich bardzo zadowolona. Nie drapią skóry, są delikatne i można je prać.
Niebawełniane podpaski
Na ten temat napisałam więcej tutaj > Jak być bardziej eko podczas okresu? Moje sposoby (bez naruszania Twojej strefy komfortu)
Tampony
Tampony nigdy nie były dla mnie komfortowe. Co więcej, to najmniej higieniczny środek ochrony podczas miesiączki. Więcej na ich temat znajdziesz tutaj > Jak być bardziej eko podczas okresu? Moje sposoby (bez naruszania Twojej strefy komfortu)
Odświeżacze powietrza
Nie lubię sklepowych odświeżaczy powietrza. Są zbyt intensywne. Średnio działają. A do tego nie wiadomo, co zrobić z opakowaniem, którego nie powinno się wyrzucać do odpadów zmieszanych. Pomińmy ich skład...
Zamiast tego robię „odświeżacz” sama. Do butelki z atomizerem wlewam zwykłą wodę i dodaję kilkadziesiąt kropel olejku lawendowego. Działa bardzo dobrze!
Płyny i proszki do prania
Jeszcze niedawno korzystałam z płynu do prania Coccolino. Uważam, że jest dobry. Jednak sama chciałam coś bardziej ekologicznego. Dlatego najpierw przerzuciłam się na orzechy piorące (nie radzą sobie z trudniejszymi zabrudzeniami, np. skarpetki po placu zabaw). Teraz robię proszek samodzielnie. Jest skuteczny, ładnie pachnie i starcza na długo. Podzielić się przepisem?
Płyn do podłóg
Nigdy nie miałam płynu do podłóg. Myję je wodą z odrobiną płynu do kąpieli mojego dziecka. Czasem dodaję też kilka kropli olejku eterycznego, by w domu ładnie pachniało.
Płyny do sprzątania różnych powierzchni i pomieszczeń
Sprzątam octem z wodą (proporcja 1:1). Nadaje się do umywalki, zlewu, brodzika, szyb, podłóg, blatów, kuchenki, piekarnika i wszystkiego innego. Nie daj się zwieść reklamom. Naprawdę nie potrzebujesz osobnego płynu do kuchni, do łazienki, do blatów, do piekarnika (o tym przeczytasz więcej tutaj > Przeczytaj to, a już nigdy nie użyjesz chemii do czyszczenia piekarnika!).
Karnety sportowe
Nie lubię ćwiczyć poza domem. Toleruję jedynie basen i jazdę na rowerze. Ewentualnie siłownie plenerowe. Miałam kiedyś kartę Multisport, bo firma mi do niego dopłacała. Praktycznie z niego nie korzystałam i teraz, gdy jestem na swoim, nie opłacałoby mi się to.
Sprzęt sportowy i ubrania
Mam tyle sprzętu sportowego, że niczego więcej mi na razie nie trzeba. Gdy pojawia się myśl, że coś by mi się przydało (np. spodenki do ćwiczeń), sprawdzam, czy to na pewno ma sens. Za chwilę przyjdzie ochłodzenie i będę ćwiczyć komfortowo w leginsach. Jak nadal będę regularna, to kupię je wiosną, przed kolejnymi upałami.
Maty do jogi
Mam jedną, porządną matę do jogi i nie potrzebuję drugiej. Fakt, jest ciężka i zabranie jej np. w podróż komunikacją publiczną nie byłoby zbyt komfortowe, ale i tak w większości przypadków podróżujemy samochodem.
Obrusy, serwetki itp.
Nie mamy żadnych obrusów i serwetek. Nie korzystamy z nich, a i przy dziecku to nie jest zbyt praktyczne. Kilka rzeczy mniej do prania.
Firany
Mamy jedne firany. Raz na dwa miesiące wrzucam je do pralki, wyjmuję i wieszam. Same się prasują, w domu ładnie pachnie i nie potrzebuję innych.
Ręczniki
Kiedyś czytałam, że ręczników nigdy dość. Cóż, uważam inaczej. Na co dzień potrzebujemy:
- Mały Człowiek: 2 ręczniki z kapturem,
- ja: 2 ręczniki do włosów, 2 ręczniki do ciała,
- mąż: 2 ręczniki do włosów, 2 ręczniki do ciała.
Oprócz tego 5 ręczników do twarzy i rąk (rzadko piorę, a często wymieniam) i ręczniki na basen (po jednym na osobę). A mamy ich o wiele, wiele więcej. Dostaliśmy od mojej babci, a potem co roku 4 duże ręczniki z pracy. 3 przerobiliśmy na „techniczne” do podłóg itd. W razie gości (których mamy na noc bardzo rzadko) mamy jeszcze w zapasie mnóstwo ręczników. Nawet jak jakieś się zużyją, nie będzie nam brakować.
Ps. W swoim życiu nie kupiłam ani jednego ręcznika.
A Ty czego nie kupujesz? A może bez czegoś z tej listy nie możesz żyć? Daj znać w komentarzu!
Trzymaj się ciepło i do zobaczenia!
Spodobał Ci się ten wpis? Sprawdź inne w kategorii MINIMALIZM.