Maj już za nami. Mój ulubiony miesiąc minął. Dziś pierwszy czerwca, także życzę ci wszystkiego najlepszego. Na pewno jest w tobie coś z dziecka. Napisz w komentarzu - co to takiego :) Dziś przechodzę do denka ostatniego miesiąca, a uzbierało się ono ogromne. Nie wiem, jakim cudem, ale nie spodziewałam się aż takiego. Czternaście opakowań po kosmetykach aż się wysypywało z pudełka, więc dziś ostateczna pora, by coś z tym zrobić. Zapraszam do czytania.
Przez ostanie trzydzieści jeden dni udało mi się zużyć jedenaście kosmetyków do pielęgnacji oraz trzy kosmetyki kolorowe. Będzie kilka totalnych niewypałów, kilka przeciętniaków oraz kilka ulubieńców, jedna dziwna rzecz, którą pewnie już widzieliście na pierwszym zdjęciu. Jeśli jednak nie - na pewno dowiecie się, o co chodzi.
Tradycyjnie, na czerwono zaznaczę buble, na niebiesko przeciętniaki oraz na zielono ulubieńców. Myślę, że dzięki temu schematowi, osoby, które nie czytają dokładnie wszystkiego, wyłapią to, czego akurat szukają :) Chcę od razu dodać, że to, że coś mi się nie sprawdziło, nie znaczy, że jest złe. Moja cera jest bardzo wymagająca, a skóra na ciele już nie. Każdy z nas lubi coś innego i coś innego mu służy. Jeśli masz inne zdanie o danym produkcie - śmiało, napisz. Może komuś to także pomoże?
Zacznę od pielęgnacji cery, ponieważ tu poszalałam najbardziej. Nie wiem jak, ale udało mi się zużyć dwa żele do mycia twarzy, tonik, żel aloesowy, krem na noc, płyn micelarny oraz peeling. Mam tu dwóch ulubieńców, trzy przeciętniaki oraz dwa buble totalne. Dzięki nim byłam dość kreatywna w stosowaniu kosmetyków.
Bielenda kojący płyn micelarny 400 ml - ach, mój ukochany płynie, czemuś się skończył?! To już moje drugie wykończone opakowanie. Myślę, że to już o czymś świadczy. Płyn faktycznie nie podrażnia, nie piecze w oczy, jest łagodny, koi, oczyszcza, skutecznie usuwa cały makijaż. Nie miałam problemu, by zmyć go nawet po studniówce. Szybki oraz skuteczny, czyli coś, co lubię najbardziej. Nie lubię, gdy makijaż tylko się marze po twarzy, a nie zmywa. Tutaj tego problemu nie było. Dodatkowo atutem jest niesamowita wydajność. Starcza mi on na 5-6 miesięcy, a bardzo często się maluję, maluję też kreski eyelinerem. Naprawdę go polecam. Kosztuje jakieś 18 zł, co daje około 3 zł na miesiąc. Wrócę do niego, ale na razie kupiłam niebieską wersję, która też kiedyś w denku się pojawi.
Holika Holika Aloe 99% żel aloesowy - ratował mi życie nie raz. Używałam go na oparzenia, na podrażnienia, do twarzy, do włosów. Najlepiej sprawdzał się do twarzy zamiast kremu pielęgnacyjnego oraz na oparzenia. Muszę kupić kolejną sztukę, bo wczoraj poczułam, jak to jest, gdy go nie ma. Nie pamiętam, ile mnie kosztował, ale w internecie można go znaleźć za niecałe 20 zł. Nie mam napisanej pojemności na opakowaniu.
Biotanique łagodny żel do mycia twarzy - żel kupiłam dawno temu na promocji w Rossmannie i niedawno mi się skończył. Był delikatny, nie podrażniał, oczyszczał cerę, ale nie robił nic WOW. Polubiłam go, ale szukałam też czegoś lepszego. Był bardzo wydajny. 250 ml kosztowało coś około 16 zł, więc też nie tak źle. Ogółem dzięki niemu poznałam tę markę. Zachęcił mnie do dalszego poznawania jej.
Oriflame Love Nature żel do mycia dla cery tłustej - nie pierwsze i pewnie nie ostatnie opakowanie tego żelu. Dobrze oczyszcza cerę, nie podrażnia. Nie robi nic WOW, ale jak już mówiłam, moja cera jest bardzo wymagająca. Nadaje się do codziennego użytku. Pomimo faktu, że jest do cery tłustej, nie powoduje zbędnego przetłuszczania. Nie jest zły, ale nie jest także idealny. za 150 ml płacimy 25 zł w cenie regularnej, a 10-15 zł w promocji. Zużyłam go bardzo szybko, bo w niecały miesiąc.
Oriflame Love Nature tonik dla cery tłustej - także nie pierwsze już opakowanie. Przyjemny tonik, który nic złego na buzi nie robi. Oczyszcza, matowi cerę. Średnio wydajny. Nie powoduje przetłuszczania się skóry. Po jego użyciu czuć, że skóra jest czysta. Cena tak samo, jak w przypadku żelu do mycia.
Isana young delikatny peeling - największy niewypał tego denka. Nie wiem, co jest nie tak ze mną, ale delikatny to on nie był nigdzie. Drobinki okropne, chyba plastikowe, bo się nie rozpuszczały. Do twarzy za mocny. Zużyłam go do ciała, ale i tak był dość mocny. Nie wiem, może to ja jestem taka delikatna, ale u mnie się nie sprawdził. Za 100 ml płacimy 6,70 zł. Nie wiem dlaczego, ale znając Isanę spodziewałam się czegoś lepszego.
Oriflame even out krem na dzień - krem zagadka. Na początek sprawdziłam, czy mnie nie zapycha. Potem używałam go tylko na noc, bo na dzień dla mnie był za ciężki. Spisywał się dobrze przez jakieś pół opakowania. Potem moja cera bardzo źle na niego reagowała i musiałam przestać go używać. A szkoda, bo widziałam rozjaśnienie cery, wyrównanie kolorytu. Nawet blizny były mniej widoczne. Ale co z tego, gdy mnie po nim wysypywało? Niestety, ale zużyłam go do stóp. Wolałam sobie problemów z cerą dodatkowo nie pogarszać. Kosztuje aktualnie 60 zł (w promocji można go dorwać za około 30 zł) za 50 ml. Teraz jest w nowym, ładniejszym opakowaniu.
Z pozostałej pielęgnacji mam cztery kosmetyki, kolejno po jednym do ciała, włosów, paznokci, dłoni. Tutaj akurat będzie pozytywniej, niż przy poprzedniej kategorii.
Bielenda masło do ciała z masłem shea - mój praktycznie ulubiony krem do ciała. Mógłby się bić tylko z masłem kakaowym Ziaja. Pięknie, słodko pachniał. Uwielbiam takie zapachy. Zabezpieczony był przed otwarciem, także wiedziałam, że kupuję produkt niedotykany. dogłębnie nawilżał i odżywiał skórę. Naprawdę widać było różnicę. Przyjemnie się go używało i aż żałuję, że się skończył. Na pewno kupię nowe opakowanie. 16 zł za 250 ml. Dość wydajny, szybko się wchłania i pozostawia skórę miękką i przyjemną. Polecam naprawdę z całego serca!
Garnier Fructis densify odżywka dla gęstszych włosów - lubię odżywki z tej firmy. Dobrze działa na włosy. Nie były suche. Wyglądały o wiele lepiej. Co do objętości, to zdecydowanie były bardziej uniesione i wyglądały dobrze. Były miękkie, odżywione. Pachnie bardzo ładnie. Około 7 zł za 200 ml. Jest dość wydajna, bo jest gęsta. Nie trzeba jej dużo na jedno użycie.
Clean Hands żel antybakteryjny - mój must have do autobusu. Nie jeżdżę teraz, ale wcześniej ratował życie, bo mogłam odświeżyć spocone ręce. Nie zastępowało to mycia, ale było chociaż jego namiastką. Cena około 5 zł za 50 ml.
Oriflame The One nail shield - odżywka do paznokci, która faktycznie na nie dobrze działała. Wzmacniała, nabłyszczała. Zasycha jak zwykły lakier, więc nie trzeba czekać, aż się wchłonie. Trwa to kilka sekund. Dzięki niej moje paznokcie były mocniejsze. Około 15 zł za 8 ml.
Z kolorówki udało mi się zużyć dwa produkty. Jeden do brwi, jeden do rzęs. Do tego rozstałam się z innym produktem, ale z zupełnie innych powodów. I tutaj znajdzie się ta jedna dziwna rzecz, o której pisałam wcześniej.
Oriflame No Compromise tusz do rzęs - z pewnością dziewczyny, które znają Orfilame powiedzą, że on przecież jest cały czarny. Ale ja tak bardzo polubiłam jego szczoteczkę, że zamieniłam z innym tuszem, i można powiedzieć, że nadal używam tego samego :) Tusz był idealny. Rozdzielał, pogrubiał, wydłużaj. Dzięki niemu można było stworzyć wachlarz rzęs jak z reklamy. A do tego zmywał się ciepłą wodą. Nie rozmazywał się. NIGDY nie zrobił efektu pandy, a testowałam go nawet na basenie. Idealny. Kosztuje około 15-20 zł. Naprawdę polecam!
Wibo kredka do brwi 2 - ciemniejszy z dwóch dostępnych kolorów. Trochę za ciepły, choć nie narzekałam za bardzo. To druga kredka, którą zużyłam, więc mogę powiedzieć, że się sprawdzała. Szybko się nią maluje, precyzyjnie oraz trzyma się do zmycia. Około 13 zł to odpowiednia cena.
Under Twenty BB krem matujący - pisałam o nim już dawno. Lubiłam go. Pasował mi kolor, a to jest niespotykane. Nie, nie matowił. Był tłusty, lepki. Ale ładnie krył. Przypudrowany trzymał się bardzo długo. Ładnie, naturalnie wyglądał i nie robił efektu maski. Do tego nie ciemniał. Niestety, chyba mam go już za długo, za zaczęły mnie piec oczy, gdy tylko go nałożę. Nie wiem, jaki on ma związek z oczami, ale niekomfortowo mi się go teraz używa. Cena to 15 zł za 75 ml.
Znacie te kosmetyki? Co o nich sądzicie? Piszcie w komentarzach!
Miłego dnia!
Ja używam tylko Oriflame 😁 i trochę AVon. O żadnych perfumach nic nie wspomniałaś 😁
OdpowiedzUsuńbo żadnych perfum nie zużyłam ;)
Usuńbardzo lubię ten żel aloesowy :D
OdpowiedzUsuńja również ;)
UsuńAkurat kojarzę tylko marki. Co do liczby byłam zaskoczona 11! :D Jak to robisz? :D
OdpowiedzUsuńjak patrzę na blogi... to widzę, jak mało zużyłam :D
UsuńKobieta zużywa bardzo dużo - aż strach pomyśleć ile ja tego wykorzystuje :D
OdpowiedzUsuńmoże to sprawdzisz? :)
Usuńto maslomam w zapasach
OdpowiedzUsuńoby się sprawdziło :)
UsuńSpore denko. Z tego co opisujesz stosuję jedynie żel aloesowy, ale tylko do włosów.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńLubię tego różowego micela ;)
OdpowiedzUsuńTo masło do ciała z Bielendy to jeden z moich ulubionych kosmetyków :)
OdpowiedzUsuńsuper :)
UsuńJa jestem z tych kobiet które do szczęścia nie potrzebują wielu kosmetyków, tylko te podstawowe (mydło, pasta do zebów, szampon, płukanka do zebów... ) xD
OdpowiedzUsuńu mnie do cery trzeba więcej, bo mam ją bardziej problematyczną i zwykłe mydło nic nie robi...
UsuńMyślę że w ciągu roku każda z nas zużywa mnóstwo kosmetyków:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
zdecydowanie :)
UsuńCzekam az bedzie mi dane wyprobowac micel z Bielendy :)
OdpowiedzUsuńmyślę, że będziesz z niego zadowolona ;)
UsuńMardka Biotaniq i u mnie swietnie sie sprawdza :)
OdpowiedzUsuńsuper ;)
UsuńByłam ciekawa Twojej opinii na tema kremu od BB, dla mnie był po prostu kichą, nie sprawdził się w ogóle
OdpowiedzUsuńkażda z nas jest inna ;)
UsuńŻadnego produktu nie znam, ale bardzo rzetelna recenzja :) tak trzymać!
OdpowiedzUsuńdziękuję serdecznie ;)
UsuńNie używam żadnego z nich, niestety moja skóra przy każdym nowym produkcie płata figle i muszę uważać...
OdpowiedzUsuńmoja to ostatnio jedno wielkie ognisko zapalne...
UsuńTeż zawsze mam żel antybakteryjny w torebce ;)
OdpowiedzUsuńwitaj w moim świecie ;D
UsuńU mnie teraz też skończył się żel aloesowy Holika Holika, znam również tonik Love Nature (który właśnie dobiega u mnie końca) oraz tusz No Compromise, który ostatnio stał się moim niekwestionowanym ulubieńcem w kategorii tuszów :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTusz jest przezajefajny :)
UsuńŻel aloesowy u mnie też w użyciu, najczęściej po depilacji ;) Płyn micelarny Bielendy uwielbiam :D
OdpowiedzUsuńpo depilacji używam olejku :)
Usuń