Zajmę głos w tej sprawie jedynie słowem wprowadzenia. Narratorów będzie kilku. Nie wiem, ale czasu zajmie mi opisanie tej historii, ale z pewnością nie będzie to tylko jeden wpis. Po pierwsze zbyt wiele emocji. Po drugie, zbyt wiele słów i po prostu wpis ten byłby zbyt długi. Także uzbrójcie się w cierpliwość, okulary, gorącą herbatę oraz coś do jedzenia. A ja zapraszam na tę historię, ze świętami w tle.
Fifi
Oho, zaczyna się. Zaczyna się krzątanie, pakowanie. Czy to moja bluza? Muszę powąchać. Tak, to moja własna bluza. A to może oznaczać tylko jedno. Jedziemy do WUJKA KOTA! Och tak! Tyle na to czekałam. Wujek mnie bardzo lubi. Ja też go bardzo lubię. Odmaszerowałam więc do mojej bluzy, ale mama nie chciała mnie ubrać.
- Mamo - zawołałam. - Zakładamy bluzę i jedziemy. Kierowca nie będzie czekać.
- Ja jestem kierowcą, Fifi - powiedziała mama.
- A jak uciekniesz?
- Nie ucieknę - potwierdziła mi. Nie ufam jej do końca, więc grzecznie siedzę i czekam dalej. Pilnuję mojej bluzy, bo bez niej nie mogę jechać. Mama mówiła, że nie mam zimowego futerka, więc nie mogę jechać bez ubranka. Powiedziała też, że jak będę chora, to będę chodzić do weterynarza. Lubię go, ale słowo chora nie podoba mi się, więc nie będę ryzykować.
Mama zaczęła pakować jedzenie. Musiałam na chwilę opuścić moje ubranie i iść jej pomóc. Zdecydowanie łatwiej jej będzie, jeśli ja pierwsza wejdę do torby.
Nie, wiecie co? Nie było jej łatwiej. Musiała mnie wyjąć, bo pierogi były tak ciężkie, że nie wyszłabym o własnych siłach. Pomogę jej w inny sposób. Zaczęła pakować ubrania i kosmetyki. Nigdy tego nie robiła. Może chce je komuś oddać?
- Weź szczoteczki - powiedziała mama do taty. - I piżamę. Pamiętaj, że zostajemy na noc.
Zostajemy na noc... to oznacza, że nie wracamy tak szybko. Więcej czasu z WUJKIEM KOTEM!!! Oł jeee, oł jeee... Zaczęłam tańczyć, ale mama mnie wzięła na ręce.
- Spakuj swoje zabawki - powiedziała do mnie. To rozumiem. Poszłam więc do łazienki. Ale nie znalazłam tam moich zabawek.
- Fifi, nie ma gumki - powiedziała mama. Skoro nie ma, to ja się nie będę pakować. Toffi też mógłby coś naszykować.
- Już to zrobiłem - powiedział. - Biorę myszkę. A po za tym, jedziemy tylko na chwilę. Nie trzeba dużo - dodał.
- Jedziemy na noc - przypomniałam mu.
- To ja nie jadę.
- Dobra, spakowane. Chodź Fifi się ubrać - powiedziała mama.
Pobiegłam więc do niej i wskoczyłam na ręce. Uwielbiam jeździć. Mama podała mnie tacie i założyła mi bluzę. Pobiegłam do drzwi wejściowo-wyjściowych i czekałam na nich.
- Toffi - zawołała mama.
Piekło się właśnie rozpoczynało.
Toffi
- Nigdzie nie jadę - powiedział spokojnie.
- Chodź Tofinku. Spakujemy cię i jedziemy.
- NIE JADĘ! - krzyknąłem. Uciekłem na górę. Schowałem się pod łóżkiem. Naprawdę nie chcę jechać...
- Nie zostaniesz sam - powiedziała spokojnie mama.
Nie chcę zostać sam. Ale nie chcę też nigdzie jechać. Co robić? Co robić? Niech ktoś mi pomoże...
Mama odsunęła skrzynkę i mnie złapała. Mówiła do mnie spokojnie. A ja się przytuliłem i uspokoiłem. Trwało to tak długo, aż nie stanęła na schodach. Znów się wystraszyłem i uciekłem. Podrapałem ją trochę. Tym razem uciekłem na dół.
Złapał mnie tata, ale byłem szybszy i silniejszy. Wbiłem mu pazury w rękę i podrapałem bardzo mocno. Puścił mnie, a ja uciekłem na górę. Niestety, mama ma refleks i mnie złapała. Nie puściła. Trzymała bardzo mocno, przytulała i uspokajała.
- Słoneczko, pojedziemy po wujka kota, a potem do babci-babci na święta. Przyjdzie Mikołaj i da Tofusiowi prezent. Bo Toffi kot jest grzeczny. I na pewno dostanie fajny prezent. Uspokój się już. Chodź, mamusia poprzytula i pojedziemy. Spokojnie Tofinku - mówiła i mówiła.
Włożyła mnie do transportera. Skopałem poduszkę z nerwów, a potem położyłem się. Zacząłem krzyczeć i wyzywać, ale nie zwracali na mnie uwagi. Ciągle tylko powtarzali, że samego mnie nie zostawią. A po za tym, niby lubię wujka kota i będę się z nim bawić. Coś w tym jest. Ale nie lubię podróży. Naprawdę.
Fifi
Dobra, Toffi złapany. Wszystko zaniesione do auta. Będziemy jechać.
Ale, co to się dzieje? Dlaczego to tata mnie trzyma? Nieee, ja idę do mamy na kolana. Zawsze jeżdżę u mamy.
- Tato, idę do mamy - powiedziałam.
- Chyba chce do mnie iść - powiedziała mama.
- TAK! - krzyknęłam.
- Nie pójdziesz, maleńka. Dzisiaj u taty będziesz, bo mama musi prowadzić - powiedział tata. - Przytul się i jedziemy.
Muszę się z tym pogodzić. U taty w sumie nie jest tak źle. Jest więcej miejsca, żeby się wygodnie położyć. W sumie fajnie się jechało, gdyby tylko Toffi tak się nie darł...
Toffi
- WYPUŚCIE MNIE!!!
Zero reakcji.
- CHCĘ WYJŚĆ! NIE CHCĘ JECHAĆ! DAJCIE MI SPOKÓJ! - krzyczałem całą drogę. Co trochę ktoś tylko mnie pytał, czy wszystko dobrze. Ale nic nie było dobrze. NIC A NIC! Chciałem tylko wyjść.
- Uspokój się Toffi. Zaraz będziemy - powiedziała mama.
Auto stanęło. Mama wysiadła. Tata wysiadł.
- WEŹCIE MNIE! ZABIERZCIE MNIE! - krzyczałem.
- Spokojnie Toffi, już idziemy. Już, cichutko...
Mama wzięła transporter ze mną w środku i zaczęła iść. Było chłodno. A za chwilę ciepło. Nie otwierałem oczu, bo bardzo się bałem. Mama postawiła mnie na ziemi i odpięła zamek. Wyszedłem powoli...
- WUJEK KOT! - krzyknąłem. Już byłem szczęśliwy.
CIĄG DALSZY NASTĄPI
Ciekawa historia ☺Wesołych Świąt! :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńSuper się czyta czekam na resztę
OdpowiedzUsuńJuż jest :)
UsuńBardzo fajny pomysł na podzielenie narracji. Ciekawa perspektywa opowieści :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sara's City
O rany, taka podróż niekoniecznie musiała być jednak miła...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Najgorzej dla Toffiego, bo on się wszystkiego boi... a tak to nie jest źle ;)
Usuń