Opowiadałem wam kiedyś historię, jak moja Pańcia przyniosła do domu brzydki, zielony, liściasty obiekt? Próbowałem go gryźć, ale nie jestem na diecie, więc mi nie smakował. Naprawdę, te zielone liście były ohydne. Nie mogłem tego tak zostawić. Coś tak brzydkiego i tak niesmacznego nie mogło stać na moim terytorium.
Plan A
Zakładał poświecenie się. Postanowiłem pogryźć tę brzydką roślinę. Co więcej, postanowiłem ją pogryźć, połknąć, a potem zwymiotować na dywan lub do butów. Nie mogłem się zdecydować, którym sposobem lepiej jej pokażę, że żaden badziewny kwiatek nie będzie stał na moim terenie.
Próbowałem gryźć, ale to był tak niedobre... starałem się. Naprawdę. Jednakże moje działania nie przyniosły efektów. Roślina wyglądała jeszcze gorzej, a mi się niedobrze robiło na myśl o niej.
Gdy tak próbowałem ją przeżuwać, przyszła Pańcia:
- Kocieł! Zostaw palmę - krzyknęła na mnie.
Spojrzałem na nią wielkimi, okrągłymi oczyma. Nie wiem, co to palma. Nie wiem, czego kobieto ode mnie wymagasz.
- Nie gryźć, zostaw to. To niedobre! - krzyczała dalej.
- Durna babo, wiem, że to niedobre. Doceń moje poświęcenie - odpowiedziałem jej. Ale ona zabrała roślinę i przestawiła ją wyżej.
W takim razie, skoro plan A nie zadziałał, trzeba przejść do planu B. W końcu alfabet jest długi.
Plan B
Wskoczyłem za rośliną na szafę. To było naprawdę wysoko i nieźle się zmęczyłem wskakując po kolejnych obiektach (pudełko, półka, szafka, szafa). Rozumiecie mnie, prawda? Więc, gdy już tam wskoczyłem, położyłem się spać.
Gdy się obudziłem, aż skoczyłem na równe łapy. Roślina stała obok mnie. Wystraszyła mnie. Najpierw na nią prychnąłem. Nie zareagowała. Najeżyłem się. Nadal brak reakcji. Aż w końcu rzuciła się na mnie i zaatakowała. Tak było! Przysięgam. Rzuciła się na mnie, biła, gryzła i pluła. Bardzo pluła. A potem... nie trafiła, zachwiała się i spadła na podłogę.
Zeskoczyłem, by sprawdzić, czy nic jej nie jest. Donica pękła na mnóstwo kawałków. A roślina... Była złamana w kilku miejscach. Raczej nic jej nie uratuje.
Jaka szkoda...
- Kocie! Do cholery jasnej!
- Ale ona się na mnie rzuciła - tłumaczyłem spokojnie.
- Jasne. Idź mi stąd. I żebym cię tu więcej nie widziała - krzyczała Pańcia, ale ja wiedziałem swoje. Za 5 minut zapomni i będzie mnie kochać.
Takie są właśnie zwierzaczki rozrabiaczki ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com
Uśmiałam się jak nigdy :D Co te koty wyprawiają z tymi roślinami :D Trzeba tylko uważać, bo niektóre mogą być trujące dla zwierząt. Mój Maciuś uwielbiał sikać do doniczki. Gryzelda za to uwielbia je zwalać. Uchował się tylko storczyk w ikeowej osłonce :D
OdpowiedzUsuńOj tak, Kot wie, które są trujące. Kiedyś wykopał z doniczki konwalie. I tak do skutku- aż mama nie wyrzuciła :)
UsuńU nas niedługo będą koty vs jeż :D
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie jak to się skończyć :D
UsuńPodrawiam cię Koci Punkt Widzenia
OdpowiedzUsuń:)
UsuńHaha,kochane są zwierzaki,nawet gdy rozrabiają☺
OdpowiedzUsuńbardzo kochane ;)
UsuńJak ja się cieszę, że mój pies nie potrafi skakać :D
OdpowiedzUsuńto mogłoby być zabawne :D
UsuńJakbym czytała o mojej kotce :D
OdpowiedzUsuńU mnie sprawdziła się specjalna trawa dla kotów z zoologicznego.
Od momentu jej wyrośnięcia inne kwiaty w domu mają spokój od kocich zębów.
Kot też lubi tę trawę, albo owies wielkanocny - też fajne rozwiązanie ;)
UsuńSkąd ja to znam :D Może sobie kocia trawka stać 10 cm obok a i tak polezie zeżreć kwiatka :D
OdpowiedzUsuńi przy tym będzie ci patrzyć prosto w oczy :D
UsuńMimo swojej rozbrykanej natury, nie sposób ich nie kochać:)
OdpowiedzUsuńich osobisty urok jest większy niż te wszystkie "brykania" razem wzięte ;)
UsuńKażdy kot ma swój punkt widzenia i to jest piękne :)
OdpowiedzUsuńKoty są super,niestety nie mam, ale ich tak je uwielbiam :-)
OdpowiedzUsuńJa wyzbyłam się wszystkich roślin, ponieważ mój kot je gryzł, a większość jest dla kotów trująca :P
OdpowiedzUsuńwiem to... dlatego ja pilnowałam, co kupuję :)
Usuń