Całkiem niedawno odwiedziła nas Pańcia ze swoim Samcem. Jaki on jest fajny! Wujek Kot mówił kiedyś, że ma fajne skarpetki, ale nie bardzo wiem, o co mu w tym wszystkim chodziło. Skarpetki, jak skarpetki - czarne. Nic ciekawego. Bo wiecie, Wujek Kot to przed skarpetkami się płaszczy, kłania, pada na pyszczek i mizia do nich nieprzerwanie, zamaszyście. No, ja tego nie rozumiem i tyle. Ale, ale. Odwiedziła nas Pańcia.
Toffi jak zwykle nawet się nie ruszył, ale tym razem dał im trochę większe wyzwanie. Przeważnie chował się na parapecie (za zasłoną), albo pod łóżkiem. A tym razem nie. Pańcia chodziła, szukała, wołała i nie znalazła. Ona to panikara.
- Nie ma Toffiego! Nie ma! - krzyczała.
- Jest. Sprawdź na łóżku - powiedziała do niej moja ukochana babcia-babcia.
No i Pańcia poszła. Co się okazało? Toffi spał w najlepsze, pod kołderką, wyłożony jak król. Wyciągnięty tak, że zajmował naprawdę dużo miejsca, a przecież jest mały. Nie tak mały, jak ja, ale mały.
- Czy coś się stało? - spytał Toffi, jednocześnie ziewając.
- Wstawaj śpiochu - powiedziała do niego Pańcia.
- Nieee... - westchnął, zwinął się w kłębek i chciał spać dalej.
- Wstawaj - pogoniła go Pańcia i wzięła na ręce. Toffi przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Nie lubi, jak się go budzi, ale przypomniało mu się, że skoro zobaczył Pańcię, to zobaczy i prezenty. Więc posłusznie udał się do kuchni na przegląd nowości.
- Daj - powiedział. Siadł koło lodówki i patrzył.
- Co ci dać? - spytała Pańcia.
- Daj - powtórzył. Czekał. Jaka ona jest niedomyślna.
- Przysmaki im daj - powiedziała babcia-babcia.
- Chociaż jedna mądra w tej rodzinie - podsumował Toffi i nadal czekał na przysmak.
Babcia-babcia wzięła przysmaki i... nie dała.
- No co? Już. Same sobie brać. Przecież umiecie - ponagliła nas. Wsadziłam łapkę do opakowania i wzięłam przysmak. Zjadłam. Był pyszny. Wzięłam jeszcze jeden. Toffiemu nagle przypomniało się, jak to działa. Też się poczęstował.
Później, gdy już wszyscy zmęczeni usiedli przy stole, przyszłam do nich i usiadłam obok, na kanapie.
- Fifi, nie teraz - powiedziała babcia-babcia.
- Jakie nie teraz, jak widzę, że nic nie robicie - odpowiedziałam.
- Teraz jemy obiad.
Faktycznie, jedli obiad. To idealny moment, żeby się położyć. Weszłam więc na Pańcię, umościłam się i położyłam na jej brzuchu. Kazałam sobie przytrzymywać łepek ręką, bo nie miałam siły sama go trzymać. Uśmiechałam się do niej szczerze, wcale nie po to, by zapomniała o obiedzie i zwróciła 100% swojej uwagi na moją słodycz.
Pańcia mnie głaskała, a ja tak sobie leżałam, ale nagle... ni stąd ni zowąd poczułam, że się wybrudziłam. Jak się zamachnęłam, to aż język mi się zatrzymał na Pańci ręce. Musiałam powtórzyć. Ja się myłam, a ona brudziła mnie dalej.
Spojrzałam przelotem na stół. Nie było już na nim obiadu. Uniosłam się więc i wstałam. Oparłam łapki o stół. Weszłam na niego i położyłam się. Zamknęłam oczy, ale byłam czujna. Gdy tylko rozmowa trwała w najlepsze - otwierałam jedno oko (by się nie zdradzić) i wyciągałam łapkę przed siebie. Chciałam zdobyć ciasteczko. Nie wiem, po co, ale wszyscy lubią ciasteczka, więc chciałam mieć swoje.
Dostałam po łapach. Dosłownie.
- Nie wolno! - powiedziała babcia-babcia.
- Tylko jedno - poprosiłam.
- Kotki nie jedzą ciasteczek - pogroziła mi babcia-babcia. Z nią nie wygram...
Uwielbiam kocie opowiadania, to trzeba mieć talent, nie wiem czy bym tak potrafiła :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa ;) u mnie wystarczy rzucić temat - i piszę ;)
UsuńKwintesencja kota :D
OdpowiedzUsuńHaha przeurocze! Mój piesek zachowywałby się podobnie
OdpowiedzUsuńMiłego dnia :)
:)
UsuńO jak słodko! :) Bardzo fajne opowiadanie, w sam raz do poczytania w niedzielne popołudnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Dziękuję :)
UsuńFajne opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńBardzo fajne opowiadania :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń