Własnym oczom nie wierzę, jak na bloggerze się zmieniło. Nie przepadam za zmianami, ale szybko się do nich przyzwyczajam, więc niedługo nie będę sobie w głowie narzekać, że nie mogę czegoś tu znaleźć. Chwilę mnie nie było. Pisałam na instagramie o zdrowotnych zawirowaniach, ale już wracam do siebie i mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. Chciałam pisać częściej, ale czasem naprawdę trzeba odpocząć i postawić siebie na pierwszym miejscu. Taki zdrowy egoizm nie jest zły. Wręcz przeciwnie - bardzo potrzebny! Ale skoro piszę ten tekst, to oznacza, że czas na odpoczynek się skończył i pora wracać. Będzie lekko i przyjemnie, bo o ulubieńcach lipca. Dobrze, że zdążyłam z nimi na początku sierpnia! A w planach mam jeszcze sporo wpisów. Naprawdę.
Ulubieńcy miesiąca | lipiec 2020
Każdy dzień, nawet ten najgorszy ma w sobie coś dobrego, pięknego, coś wartego zapamiętania. I tak samo można powiedzieć o miesiącu. W każdym z dwunastu miesięcy można dostrzec coś, co się wyróżnia na tle innych rzeczy, coś ciekawego, pięknego, dobrego, smacznego... coś. I to coś będzie obiektem dzisiejszego wpisu.
Powiem szczerze, że po przerwie w pisaniu jakoś tak dziwnie przychodzą mi te słowa. Ale chcę w końcu wrócić, więc wierzę, że czasem nieskładne myśli nie będą ci przeszkadzać i dasz radę dobrnąć do końca.
Ulubieńców można wybrać tak naprawdę z każdej dziedziny. Przecież nie bez przyczyny wziął się ten żart (choć według mnie to po prostu szara, a może kolorowa?, rzeczywistość) - Wiesz, że to dorosłość, gdy masz ulubiony palnik na kuchence. Dokładnie tak. Można mieć ulubione buty, majtki, drogę do pracy, książkę, długopis (o tak, te zdecydowanie mam ulubione!) i tak naprawdę wszystko, o czym tylko pomyślisz.
Więc ja opowiem o swoich ulubieńcach z różnych kategorii. Niektóre nie będą zaskoczeniem, niektóre być może się powtórzą, a niektóre będą zupełnie nowe. Zaciekawiona? Chodźmy dalej!
Ulubieńcy lipca 2020 - miejsce
Zamek Chojnik - zamek jak z Outlandera
Zacznę przewrotnie, bo od nieoczywistego ulubieńca, jakim jest miejsce. Każdy z nas ma takie miejsce, do które lubi wracać (nie ważne, czy to dom rodzinny, miejscowość nad morzem, czy ulubiona knajpka). Takie miejsce, które sprawia, że buzia mimowolnie się cieszy i serce aż ciągnie, by tam wrócić. U mnie takim miejscem stał się w ubiegłym miesiącu Zamek Chojnik. Przepiękna budowla, w której czułam się jak w czasach Outlandera (o nim za chwilę. Patrz: serial). Aż mi przykro, że nie jest tak blisko, by za chwilę znów tam wrócić. I choć nogi niesamowicie mnie bolały, bo dojście do zamku nie jest takie proste, to każdy wysiłek jest zdecydowanie tego wart. Cóż, tęsknię...
Napisałam o tym cały wpis na blogu: Zamek Chojnik | Karkonosze dzień 2. Przeczytaj koniecznie. Jest tam wszystko, od usytuowania, przez ceny, drogę, aż po ciekawostki. Naprawdę warto go zobaczyć. Z całego serca polecam i obiecuję sobie, że jeszcze tam wrócę!
Ulubieńcy lipca 2020 - serial
Outlander
Pisałam o nim w ostatnich ulubieńcach. Pech chciał, że nie oglądam na razie nic innego (no, jeszcze The 100, ale nie jest to serial na ulubieńców, a już na pewno nie ostatni sezon). Więc i o Outlanderze znów będzie. Może mi uwierzysz, że naprawdę warto go obejrzeć.
Uwielbiam seriale i filmy kostiumowe, ale tylko te, które są zrobione naprawdę dobrze. A w tym serialu wszystko jest genialne, od kostiumów, poprzez scenografię, aż po aktorów i samą opowieść. Z każdym odcinkiem mam ochotę na więcej.
Akcja toczy się w XVIII wieku, do którego cofnęła się Claire przez kamienny krąg. Tam zakochuje się i zaczyna wieść inne życie. Czy wróci do swoich czasów? Czy będzie pamiętała o mężu z XX wieku? Co się będzie działo? Czy uda jej się zmienić przyszłość? Fikcja przeplata się z rzeczywistością. Niektóre postaci, wydarzenia czy sytuacje są prawdziwe.
Gdyby w ten sposób uczyli historii, uwielbiałabym ją. Dobrze, że teraz mogę sama zgłębiać tak ciekawe historie. Polecam!
Ulubieńcy lipca 2020 - rzecz
Fiszki (wyd. Cztery Głowy) angielski C1
Tak, moją zdecydowanie ulubioną rzeczą ubiegłego miesiąca były fiszki. Już kiedyś je lubiłam, ale na nowo odkryłam tę metodę nauki i przepadłam. Uczę się praktycznie każdego dnia, a słówka wchodzą mi do głowy bardzo szybko. Nie będę więcej opowiadać. Na blogu jest o tym cały wpis: Czy fiszki pomagają w nauce języka?
Ulubieńcy lipca 2020 - jedze
nie
Ciasto z brzoskwiniami
Tarta z orzechami laskowymi i brzoskwiniami z bloga Justyny Dragan to absolutne niebo dla podniebienia. Ciasto idealne, przepyszne. Orzechy i owoce. Robi się je troszkę dłużej niż moje ulubione szybkie przepisy dla leniwych, ale jest naprawdę warte. Znika bardzo szybko! Sama zobacz przepis i zdjęcia na blogu Justyny, bo przyciągają wzrok i pobudzają śliniaki.
Ulubieńcy lipca 2020 - książki
Przeczytałam kilka książek w ubiegłym miesiącu i podzielę się z tobą tymi, które spodobały mi się najbardziej.
Vox Christina Dalcher
Książka, która mną... chciałabym napisać wstrząsnęła, ale to zbyt duże słowo. Poruszyła mnie jednak i pokazała, jak niebezpiecznie nasze władze zbliżają się do antyutopijnych opowieści, w których do władzy dochodzą religijny konserwatyści... cóż, to chyba mój największy lęk związany z życiem w Polsce.
Książka opowiada o kraju, w który właśnie władzę objęli nieodpowiedni ludzie. Sprowadzają one kobiety do roli iście biblijnej, czyli zajmowania się domem, płodzenia dzieci, usługiwania mężowi. I to wszystko bez choćby jednego słowa sprzeciwu. Słowa są na wagę złota. Każda kobieta, nastolatka, dziewczynka (nawet mała córeczka bohaterki), noszą na nadgarstkach bransoletki, które odliczają kolejne słowa wypowiedziane danego dnia. Do 100. A potem zaczyna je razić prąd. Nie wolno przekraczać tej liczby. A władzy zależy także na zlikwidowaniu mowy niewerbalnej, którą próbują stosować kobiety, by obejść zakaz mówienia.
To straszna i na szczęście fikcyjna opowieść. Mam nadzieję, że nigdy nie poznamy jej na własnej skórze.
Polecam przeczytanie. Zajęło mi to jeden wieczór i ranek. Uwaga, wciąga.
Dlaczego joga? Stań ze mną na macie Natalia Knopek
Czytam bloga Natalii od bardzo długiego czasu (choć niestety nieregularnie!) Simplife.pl. Wiedziałam, że napisała książki, ale nie czytałam ich wcześniej. W końcu moja fascynacja jogą przerodziła się w taką pasję, że zapragnęłam coś przeczytać na ten temat (choć już naprawdę sporo wiedziałam). Ta książka to świetna dawka wiedzy, porad, propozycji, objaśnień i ciekawostek. Warto przeczytać, nim zacznie się praktykować jogę, ale też w trakcie. Zawsze można odkryć coś nowego. Dla mnie była to ta cała tajemnicza otoczka, czyli jogasutry, jamy, nijamy i wiele innych. Tak naprawdę sama joga na macie to niewielki kawałek całej jogi, którą warto zgłębić i przekonać się o jej mocy na własnej skórze.
Polecam tę książkę wszystkim miłośnikom jogi oraz osobom, które nie mogą się zdecydować, szukają, zastanawiają się.
Bez resztek Jagna Niedzielska
Coś, co wpisuje się w mój wymarzony styl życia, do którego cały czas dążę. Gotowanie bez resztek to moja cicha nadzieja na robienie mniejszej ilości bałaganu w kuchni oraz niemarnowanie jedzenia. Autorka zdradza tyle pomysłów na potrawy bez resztek, z resztek i w ogóle, że szczęka opada do samej ziemi. Naprawdę ogromna dawka wiedzy i przepisów, które warto wypróbować. Pisze dla wszystkich (nie dla wegan, jak reszta książek o jedzeniu, które czytam), więc każdy może z niej skorzystać. Jest o owocach, warzywach, grzybach, mięsie itd. O wszystkim.
Musimy ograniczyć ilość śmieci, jeśli chodzi o plastik oraz inne tworzywa, ale także w gotowaniu warto je ograniczyć. Po co wyrzucać coś, co może się przydać do stworzenia dania, albo po prostu: coś, co można zjeść? Dlatego nie obieram jabłek, cukinii, ogórków... dlatego z resztek warzyw robię sałatki. Ale autorka zdradza wiele nieoczywistych pomysłów. Po prostu przeczytaj i się przekonaj!
Ulubieńcy lipca 2020 - kosmetyki
Choć lipiec skończył się niedawno, przez to, co ostatnio przeżywałam, mam wrażenie, że moje normalne czasy są tak odległe... że nie wiem, jaki kosmetyk zapadł mi w pamięci najbardziej. A może po prostu nie było nic takiego, co by zrobiło na mnie większe wrażenie, takie, że powiedziałam sobie w głowie: wow. Ale, ale... tak sobie właśnie pomyślałam. Może napiszę wpis o mojej aktualnej pielęgnacji? O cerze i o ciele i włosach... co ty na to? Sporo się w tej kwestii zmieniło.
Jednak warto wybrać choć jednego ulubieńca w tej kategorii i nim niewątpliwie był...
Żel aloesowy - hydro sorbet AA
Choć sam ten konkretny nie ma idealnego składu, to tak czy siak uratował mi skórę (naprawdę i w przenośni). Pojawiał się on na łamach bloga już wielokrotnie (jako żel aloesowy, nie ta konkretna marka) i nie bez powodu.
Gdy byliśmy w górach okazało się, że wchodząc na Śnieżkę (będzie o tym), szliśmy pod słońce i to w naprawdę piękną i ciepłą pogodę. Spaliłam sobie twarz, byłam czerwona jak buraczek i piekła mnie skóra. Smarowałam ją więc żelem aloesowym co trochę (kilka razy dziennie) i po trzech dniach prawie nie było śladu po poparzeniu słonecznym. Naprawdę warto polecenia, choć wybiorę kolejny raz taki 100% żel aloesowy, bo będzie o wiele lepszy. Na oparzenia nie znalazłam nic lepszego.
I to już wszyscy ulubieńcy lipca. A co u ciebie się sprawdziło? Co najbardziej zapadło ci w pamięć? Daj znać w komentarzu.
Trzymaj się ciepło i do zobaczenia. Mam nadzieję, że teraz już regularniej!
Zmiany na bloggerze są irytujące, ja jeszcze jestem na starej wersji i tu też powinna być opcja wyboru a nie hulaj dusza, bo ktoś chce się wykazać. Jeśli chodzi o książkę, naszemu rządowi też bym nie ufała, oni są do wszystkiego zdolni. Z tych stu słów już bym odpowiednie dla nich wyselekcjonowała... :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie! A jeśli rząd potraktuje to jako praktyczny poradnik? Główna bohaterka też raz wykrzyczała odpowiednio te 100 słów :)
UsuńOutlander to serial, który absolutnie kocham. I sam fakt, że rekomendujesz zamek Chojnik jako miejsce, które przywodzi Ci na myśl te klimaty sprawia, że chciałabym tam pojechać. Już nie mogę się doczekać kolejnego sezonu serialu. Tym bardziej, że chyba teraz Roger będzie musiał przejąć dowodzenie we Fraser Ridge, skoro Jammie pozostał bez nogi. A może ten drugi okaże się takim twardzielem, że mimo tych fizycznych niedomagań nie odpuści? Zobaczymy. A te fiszki, o których piszesz też mi bardzo pomogły w przygotowaniu do certyfikatu, więc zdecydowanie mogę je polecić. Ogólnie sporo twoich ulubieńców pokrywa się z moimi.
OdpowiedzUsuńAleż mi tu zaspoilerowałaś! Jeszcze nie skończyłam oglądać :D
UsuńCzęsto zastanawiam się czy kuchnia bez resztek jest u mnie w ogóle możliwa :P Chyba jestem za mało kreatywna :D
OdpowiedzUsuńWprowadzaj malutkie zmiany aż w końcu się uda :) u mnie też nie da się całkiem bez resztek :)
UsuńAle to ciasto mnie skusiło, lubię brzoskwinie :)
OdpowiedzUsuńZrób koniecznie ;)
UsuńTe zmiany na bloggerze mnie przerażają. Ps Spróbuję tego ciasta z przepisu Justyny :D
OdpowiedzUsuńMnie też :) smacznego!
UsuńNie podobają mi się te zmiany. Ciągle jestem na starej wersji i nie wiem jak tą nową ogarnę. bo próbowałam i tylko mnie to irytowało.
OdpowiedzUsuńJa jakoś ogarniam, ale zajmuje mi to o wiele więcej czasu niż wcześniej :(
Usuń