Są takie sytuacje w życiu, które zdarzają się w zupełnie nieodpowiednim czasie i miejscu. Weźmy chociażby taką czkawkę. Niby nic, ale podczas ważnego przemówienia, będzie ona zdecydowanie nie na miejscu. Tak samo bad hair day w dzień wielkiego balu. I złamany obcas w drodze do pracy. Jednak, gdybym miała wybrać królową nieodpowiednich sytuacji w jeszcze bardziej nieodpowiednich miejscach i czasie, zdecydowanie byłaby nią Endometrioza. Śmiem twierdzić, bardzo odważnie zresztą, że nasza bohaterka w ogóle nie zna się na zegarku, a kalendarz to dla niej taka sama abstrakcja, jak dla mnie fizyka kwantowa. Czyli, coś tam niby słyszałam, ale jak to wygląda, z czym to się je... No, tego już po prostu nie wiem.
Endometrioza - jak wygląda?
Zapamiętajmy jednak te słowa, bo już za chwilę się nam przydadzą. Najpierw jednak mała retrospekcja. Musimy cofnąć się do poprzedniego miesiąca, w którym to pisałam Ci o tym, jak wyglądał mój okres.
Cały wpis możesz przeczytać tutaj > #endorelacja | sierpień 2020
Tak w wielkim skrócie, bo przecież nie będę przepisywać jeszcze raz tego samego... Poprzedni okres był dla mnie zdecydowanie szokujący. Nie spodziewałam się, że może wyglądać tak... normalnie. Tak spokojnie. Być tak krótko. Cóż. Jednak może.
Wizyta u ginekologa - specjalista od endoetriozy
Podczas wizyty u ginekologa powiedziałam oczywiście o tym, jakie spustoszenie siały poprzednie leki w moim organizmie, doprowadzając mnie na skraj depresji (byłam już tam kiedyś, naprawdę nie polecam. I naprawdę, te wszystkie jesienne depresje itp. to nie są prawdziwe DEPRESJE!). Leki odstawione, nie wracam do nich.
Jednak, gdy opowiadałam pani doktor, jak wyglądał mój poprzedni okres, skwitowała do słowami:
- Tak normalnie wygląda okres i tak powinien wyglądać.
Cóż, jak już mówiłam, dla mnie to był szok. Więc mogę sobie zapisać nowe osiągnięcie: zdobyłam pierwszy level w posiadaniu normalnego okresu. Oby takich więcej, choć w to nie wierzę. Ale o tym za chwilę.
I co bym mogła powiedzieć. Wizyta przebiegła super, nie tak szybko jak poprzednia. Więcej rozmowy. Więcej zastanawiania się.
Mogłabym Ci powiedzieć coś jeszcze. Przecież i tak dzielę się z Tobą tak intymnymi rzeczami, jakimi jest miesiączka, wizyta u ginekologa. To ma swój cel. Wiesz, ja byłam diagnozowana 9 lat. Chciałabym, by każda dziewczyna, która jest w mojej sytuacji, otrzymała pomoc szybciej. Dlatego łamię tabu, dlatego dzielę się prywatnymi rzeczami, by pomóc choć jednej z takich dziewczyn.
Gdy dostałam wiadomość, że jedna z moich czytelniczek przebadała się w kierunku endometriozy po przeczytaniu moich tekstów, serce urosło mi niesamowicie. Na szczęście jest zdrowa! Ale na tym właśnie polega robienie badań. Na robieniu i szukaniu przyczyn, powodów. Szukaniu czasem bardzo długo.
Zdecydowałam, że są na razie takie momenty mojego życia z endometriozą, którymi nie chcę się dzielić. Będzie dla nich miejsce. Ba! Ono już jest, w mojej książce o tej chorobie. Opisuję tam moje zmagania, smutki, rozpacz, pogodzenie się i całą tę moją historię pełną skrajnych emocji. I tam znajdziesz wszystko. Tam nie ma treści, które są zbyt prywatne, zbyt zakazane. Tak będzie wszystko, bo tylko to wszystko może pokazać, jak bardzo endometrioza wpływa na życie.
Ale... na książkę niestety musisz poczekać. Nie chcę pisać jej na siłę. Treść już mam, teraz poprawiam, dopisuję (z jednej strony czasem robią się dwie!). Musi spełniać moje oczekiwania, a dopiero wtedy będę chciała ją wydać i ruszyć z nią w Polskę. Tylko, daj mi jeszcze troszkę czasu.
Endometrioza we wrześniu
I tak dochodzimy do kilku dni wstecz. W końcu mogę się pochwalić. Dostałam się na studia! Po dwóch latach przerwy zdecydowałam, że chcę coś zmienić w swoim życiu. Były to naprawdę długie przemyślenia, bo - nie ukrywajmy - myślenie nad czymś przez dwa lata... no to musiała być po prostu dobra decyzja.
W poniedziałek dowiedziałam się, że zakwalifikowałam się na uczelnię. Czas na dowiezienie niezbędnych dokumentów - od wtorku do czwartu w godzinach 10-14. Wyobraź sobie teraz, że do 6 rano pracuję. A o 10 muszę zawieźć dokumenty na uczelnię, która jest oddalona od mojego miejsca zamieszkania o 40 km. I dodaj do tego korki, moją nieznajomość miasta i stres. I niewyspanie, bo przecież trzeba wstać wcześnie! Tak, kładąc się spać o 7 rano i wstając przed 10...
Więc mój V. wymyślił, że przenocujemy te kilka kodzin u jego mamy. Dzięki temu dystans do uczelni został skrócony do 5 km. Super, mogłam pospać nawet do 11, żeby spokojnie ze wszystim zdążyć. Co mogło pójść nie tak?
Mój cykl miesiączkowy, który ostatnio waha się od 23 do 32 dni, stwierdził, że się skończy, dając miejsce comiesięcznemu krwawieniu. Tak, w cudzym łóżku, po niecałych dwóch godzinach snu, obudziłam się z takim bólem brzucha, że nawet sobie nie wyobrażasz. Dowlekłam się do toalety. Na szczęście zawsze mam przy sobie apteczkę, więc miałam podpaski oraz leki przeciwbólowe.
Do 11 leżałam w łóżku, ale trzeba było wstać. Nie zjadłam nic, bo było mi niedobrze. Bolało tak bardzo, że siadając, łzy napływały mi do oczu. A dokumenty musiałam zawieźć. Jak się na miejscu okazało - osobiście - bo musiałam jeszcze coś podpisać.
Nim zwklełam się z ostatniego piętra bloku, myślałam, że umrę. Na szczęście wciąż żyję. Po jeszcze jakichś 30 minutach ból odpuścił na tyle, by spokojnie przejść rynkiem na uczelnię. Dokumenty złożone. A mój okres...cóż, po trzech dniach wygląda, jakby się kończył.
Dlaczego tym razem było gorzej?
To nie jest tak, że ja się nie powinnam była spodziewać, że będzie gorzej niż ostatnio. Nadzieję zawsze mam i ona chyba nigdy we mnie nie umrze, ale zrobiłam coś, przez co właśnie było gorzej.
Moja rygorystyczna dieta uległa zmianie i dałam się troszkę pokusić ciasteczkami... za dużo cukru odbiło się też na mojej cerze, którą teraz będę znów bardzo długo leczyć.
I tak samo jadłam mięso. Nie wiem już, co wybrać. Czy niejedzenie w zgodzie z poglądami i lżejszy okres. Czy jedzenie i stabilną wagę, która nie waha się jak szalona. Cóż, niewiele mi trzeba, by spaść kilka kilogramów. To jeszcze kwestia do przemyślenia.
Na koniec dodam jeszcze ruch, którego w tym miesiącu brakowało. Na początku było ok, a potem coraz mniej i mniej. Muszę... MUSZĘ! do tego ruchu wrócić. Nie mam wyjścia. Gdy ćwiczę, wszystko jest jakies takie lepsze.
PMS przy endometriozie
Jeszcze jedna kwestia pozostała. Jeśli ktoś myśli, że PMS nie istnieje, to grubo się myli. Mój był taki, że sama byłam wykończona. Nie dawałam sobie ze sobą rady psychicznie. Huśtawka nastrojów tym razem była najgorsza ze wszystkich. Śmiałam się, za chwilę płakałam, denerwowałam się, byłam potem apatyczna... zmienna jak pogoda w marcu. Oprócz tego żadnych dolegliwości. Ale prawdę mówią ból jest mi o wiele łątwiej znieść, niż takie wahania nastrojów. Tym bardziej, że trwały one jakiś tydzień...
Myślę, że to już koniec mojej relacji na ten miesiąc. Jeśli masz jakieś pytania, pisz śmiało. Odpowiem.
Przeczytaj też poprzednie relacje:
> MAM 22 LATA I CHOROBĘ NIEULECZANĄ, Z KTÓRĄ SIĘ POGODZIŁAM
> ENDO-RELACJA MIESIĄCA | LIPIEC 2020
> ENDOMETRIOZA MOŻE ZEPSUĆ KAŻDĄ RELACJĘ
> NIGDY NIE ZADAWAJ TYCH PYTAŃ
Trzymaj się ciepło i do zobaczenia!
A jeśli chcesz więcej, zaobserwuj mnie na instagramie!
Bardzo się cieszę i gratuluję, że dostałaś się na studia i z okazji napisania książki :) Co do cierpień związanych z endimetriozą serdecznie współczuję, a książkę chętnie polecę dalej :)
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrówka i gratuluję sukcesów.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńEndometrioza strasznie wykańcza.. Gratuluję studiów i książki! :)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Tydzień, może dwa jest dobrze, a potem w jeden dzień dobija tak bardzo...
UsuńDziękuję ;)
Współczuję, ja w tym miesiącu też miałam mocny PMS
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia na studiach!
Współczuję PMS... Dziękuję i tobie także!
UsuńGratuluje dostania się na studia i oby endometrioza jak najrzadziej dokuczała Ci na nowym etapie w życiu.
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję, choć z nią nic nie wiadomo. Dziękuję za miłe słowa ;)
UsuńMój okres też świetnie się bawi. Od co najmniej roku był regularny już kilka lat temu stwierdzono u mnie torbiele na jajnikach ( Przy atakach jedynie leki od lekarza i to silne pomagały ) Rok spokoju by znów zaczęło się coś psuć. Wiem co czujesz bo ja bałam się dosłownie każdego okresu by nie zaczęło boleć ( nie nadawało się to do usunięci ponieważ same z miesiączką się usuwały podobno to było normalne dlatego cieszę się że móisz o endometriozie i opowiadasz dziewczynom o tym jak to u ciebie wygląda tym bardziej że część z nich zostaje sama z bólem...
OdpowiedzUsuńby-tala.blogspot.com
Jakbym czytała o sobie. Współczuję ci problemów. Też kiedyś miałam takie torbiele, które same znikały...
UsuńGratuluję dostania się na studia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńGratuluję dostania się na studia i dużo zdrówka życzę :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń