Brak antykoncepcji, stwarzanie pozorów i niesprawiedliwość świata, czyli czego nauczyła mnie szkoła?
Widzę, jakie zmiany zapadają w polskim systemie edukacji i jestem przerażona. Z podręcznika do biologii usunięto strony na temat antykoncepcji. Nic dziwnego, skoro rząd jak najbardziej chce nam utrudnić dostęp do niej. Wiem, że szkoła, system, program nauczania i sposoby nauczania pozostawiają wiele do życzenia, ale mimo wszystko szkoła czegoś uczy. Chciałabym ci dziś napisać, czego mnie nauczyła szkoła. Dajmy choć promyczek nadziei tej instytucji.
Przeczytaj koniecznie! > Antykoncepcja zniknęła z podręcznika biologii. Czy pojawi się modlitwa o seksualną wstrzemięźliwość?
Problemy polskich szkół
Program nauczania jest wypchany aż za bardzo. Na zajęciach na studiach (nie pamiętam, czy była to brytyjska czy amerykańska kultura, ale chyba ta druga) usłyszałam od wykładowcy, że za granicą dzieci nie muszą aż tyle się uczyć. Padło nawet stwierdzenie, że wiemy, jak zbudowany jest pantofelek, ale nie wiemy, jak radzić sobie z problemami zdrowotnymi, gdzie szukać pomocy oraz jak sobie radzić w życiu w ogóle! Oraz, że w Polsce jest bardzo dużo sprawdzianów, egzaminów. I ja się z tym wszystkim zgadzam. Zawsze miałam czerwony pasek na świadectwie, a wciąż uczę się funkcjonować w świecie, który ze szkołą nie ma nic wspólnego.
Jedyną zaletą takiej postaci programu nauczania jest to, że każdy może odkryć w sobie pasję. Poznajemy wiele zagadnień, wiele przedmiotów i dzięki temu możemy natrafić na coś, co będzie naszym konikiem i w czym będziemy czuć się świetnie. I to byłoby na tyle z zalet wypchanego programu nauczania.
Chociaż! Nadmiar nauki może nauczyć czegoś jeszcze i mnie właśnie tego nauczył. Ustalanie priorytetów to bardzo ważna umiejętność i ją właśnie można wynieść ze szkoły. Gdy w technikum miałam ponad 20 przedmiotów, nie byłam w stanie ogarnąć wszystkiego. Wtedy właśnie musiałam usiąść i pomyśleć, co tak naprawdę jest dla mnie ważne. Więc przykładałam się do angielskiego, matematyki oraz przedmiotów, które miałam ostatni rok. Ta zasada towarzyszyła mi do samego końca. Dzięki temu jakoś to wszystko przeszłam.
Przeczytaj koniecznie > PRIORYTETY
Oceny nie są wyznacznikiem wiedzy
Nie ukrywajmy, że oceny nie są wyznacznikiem wiedzy. Napiszę o tym wprost: zawsze się uczyłam (lub nie), nie ściągałam. Dostawałam chociażby z geografii oceny poniżej 4, ale była to moja wyuczona wiedza. Przegrywałam z osobami, które spisując ze ściągi miały 5. Nauczycielka to widziała, wiedziała, ale nie mogła nic zrobić. Z taką niesprawiedliwością spotykałam się bardzo często, ale byłam zbyt dumna i zbyt inteligentna, by poniżyć się ściąganiem. Chociaż teraz pewnie zmieniłabym zdanie, bo i tak z tej geografii nie pamiętam nic (program obejmował chociażby typy jezior, zasoby każdego kontynentu, skład gleby). Może jednak nie warto było zadręczać się uczeniem.
A jeśli o ową niesprawiedliwość chodzi, to szkoła świetnie przygotowała nas pod tym względem na prawdziwe życie. Spotykamy się z niesprawiedliwością wszędzie i przez cały czas. W pracy to już szczególnie (mówię o mojej), gdzie ludzie postawieni na stanowiskach wyżej (po znajomości oczywiście) mają nas (zwykłych pracowników) za nic. A wśród nas jest wiele mądrych i wykształconych osób, których życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Ale na stanowiska kierownicze nie mam co liczyć, bo nie mam znajomości. Cóż, niesprawiedliwość.
Szkoła nauczyła mnie też poniekąd gospodarowania pieniędzmi. Jak? Podręczniki są drogie, więc za młodu nauczyłam się, że lepiej kupować używane. W nich nic się nie zmienia, nawet jeśli zmienia się podstawa programowa (przynajmniej tak było za moich czasów). Do angielskiego mieliśmy kupić nowe książki, bo zmieniła się podstawa (oczywiście, bo gramatyka w angielskim zmienia się przecież każdego dnia). Nie kupiłam nowego, tylko używany. Koleżanka miała nowy. Różnica? Tam, gdzie ja miałam ..... by wpisać odpowiedź, tam ona miała odnośnik, by zapisać w zeszycie. Ot, cała zmiana.
Nauczyłam się też decydować, które książki są mi naprawdę potrzebne, a które nie. I tak samo nie kupiłam książki do angielskiego w czwartej klasie technikum, bo miała mnie przygotować tylko do matury podstawowej. Celowałam w rozszerzoną, a teraz studiuję filologię angielską. Po co mi była podstawowa książka? Widocznie po nic, bo maturę zdałam na prawie 100%.
Szkoła wymogła na mnie także kreatywne podejście do nauki. Nie dla mnie było czytanie 100 razy strony w podręczniku. Nauczyłam się robić notatki, mapy myśli, fiszki, sprawdziany. Znalazłam aplikacje i strony internetowe, które pomagały w nauce (np. Quizlet). Nauczyłam się szybko i skutecznie uczyć, bez monotonnego czytania podręcznika.
Szkoła nauczyła mnie też, że trzeba wyglądać tak, jakbyśmy wszystko wiedzieli i byli pewni siebie, nawet jeśli w rzeczywistości było inaczej. Na przykładzie chodzenia do odpowiedzi na lekcjach: jeśli ktoś szedł, od razu mówiąc, że nic nie umie, dukał i w ogóle, to nawet jeśli te odpowiedzi były w miarę poprawne, dostawał słabą ocenę. Co innego jak ktoś szedł, pewny siebie udzielał odpowiedzi, które były mniej poprawne, ale dostawał dobrą ocenę. Czyli jednak pewność siebie i pozory są bardzo ważne.
Wiedza ogólna w szkole też jest przydatna, ale nie koniecznie na takim poziomie, na jakim jest proponowana. No! Chyba, że lubisz krzyżówki, wtedy nigdy zbyt wiele. Ale dla przeciętnego człowieka połowę rzeczy można by wyrzucić z podstawy.
Zagadnienia z wiedzy ogólnej, które są (według mnie) potrzebne:
- biologia człowieka - cóż, siebie trzeba poznać, czy nam się to podoba, czy nie. Bo potem kobieta nie wie, jak przebiega cykl miesiączkowy, albo padają pytania, czy w masażu brzucha ważny jest kierunek, bo chyba to nie ma znaczenia. Cóż, lepiej wiedzieć, jak treść pokarmowa przemieszcza się w stronę odbytu.
- część biologii związana ze zwierzętami oraz roślinami - ale tylko część. Chcemy wiedzieć, co nam zagraża, a co nie. Jak radzić sobie z ukąszeniem żmii i czy ukąszenie każdego węża jest dla nas zagrożeniem. Chcemy wiedzieć, które rośliny są trujące.
- podstawowe zagadnienia fizyki - które mówią nam, że np. walizka położona nad głową w pociągu, przy ostrym hamowaniu nam na nią spadnie.
- matematyka - nie mówię tu o całkach itp. ale ogólnie o matematyce, która uczy nas logicznego myślenia i łączenia faktów, strategii tak troszkę. Po za tym wstydem jest, gdy dorosła osoba nie potrafi wykonać poprawnie działania: 324+200 i robi w tym błąd posługując się kalkulatorem. (przypadek autentyczny z mojej pracy). Tak samo warto umieć liczyć, by nikt nie oszukał nas na pieniądzach.
- matematyka - plusy i minusy mają znaczenie. I jak to zwykłam mówić na lekcji, gdy ktoś zapomniał o minusie, albo pomylił znaki: na koncie też bez różnicy czy masz pieniędzy na plusie czy na minusie.
- polski - czytanie ze zrozumieniem. Gdyby każdy to potrafił, nikt teraz nie tworzyłby billboardów, że LGBT chce uczyć czterolatków masturbacji (podlinkowuję tutaj tekst źródłowy, na podstawie którego są tworzone TAKIE plakaty. TEKST.)
- geografia - przyda nam się mapa świata, bo potem okazuje się, że 20 latka nie potrafi wskazać, gdzie leży Polska. A śmiejemy się z Amerykanów.
- historia - która powinna nas nauczyć, że niektórych błędów nie powinno się popełniać drugi, trzeci ani żaden kolejny raz. Jednak widzimy, że błędy te są popełniane nadal i wciąż słychać o wojnach...
- nie będę już wspominać, jak ważne są języki obce w dzisiejszym świecie.
Niestety, ale tak jest. Szkoła uczy nas podstaw, reszty uczy nas życie. A sprawiedliwości nie było nigdy i nie ma co się łudzić, że kiedykolwiek będzie. Trzeba działać na wyczucie :)
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
UsuńŻycie jest najlepszą szkołą tak naprawdę. Zwłaszcza te dorosłe
OdpowiedzUsuńTo prawda :)
UsuńMnie szkoła nauczyła tego, że jak chcę coś wiedzieć i rozumieć, to muszę się tego nauczyć sama w domu. Na szczęście w tych czasach dostęp do wiedzy jest bardzo łatwy, trzeba jedynie umieć filtrować informacje i korzystać ze sprawdzonych źródeł. Ogólnie w polskim systemie edukacji jest wiele rzeczy, które warto byłoby zmienić ;)
OdpowiedzUsuńO tak!
UsuńPopieram i zgadzam się. Mnie szkoła nauczyła najbardziej właśnie tego że nie ma sprawiedliwości. Nauczyła mnie walczyć o swoje , nie poddawać się i żeby nie wzorowała się na innych. Co do przedmiotów też uważam podobnie to wstyd gdy kobieta nie ma pojęcia czym jest owulacja itd. a i z takimi się spotakłam neistety.
OdpowiedzUsuńPs. Czy dałoby się zmienić rozmiar czcionki na blogu ? Nie wiem co myślą inni ale jest dla mnie strasznie mała i czasem bolą mnie oczy od czytania :)
by-tala.blogspot.com
Czy teraz czcionka jest lepsza? :)
UsuńTaka jest prawda...
OdpowiedzUsuń:(
UsuńBardzo mądrze napisane!
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy 🙂
www.twinslife.pl
Dziękuję :)
UsuńPamiętam, że w liceum irytowało mnie to iż muszę zakuwać przedmioty, które mnie nie interesują zamiast skupić się na porządnym przygotowaniu do matury. Nauczyciele jakby na złość cisnęli nas z tych przedmiotów, które nie były w profilu klasy. Jasne podstawy wskazane jest znać, bo żenadą jest jak ktoś nie potrafi obliczyć 10% od danej liczby, nie rozróżnia ameryki północnej od południowej lub podstawowych różnic anatomicznych między kobietą a mężczyzną.
OdpowiedzUsuńO tak! Tak jest zawsze. Nawet teraz na studiach, największe wymagania ma babka od lektoratu z niemieckiego (studiuję anglistykę).
UsuńPrawda.
OdpowiedzUsuń:)
Usuń