Jak już pewnie wiesz, od 1 października tego roku jestem studentką Filologii Angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Studiuję w trybie zaocznym, bo nie mogę sobie pozwolić na rezygnację z pracy na rzecz studiów. A szczerze mówiąc - choć tej pracy nie lubię - nawet bym nie chciała z niej rezygnować, bo to dzięki niej mogę sobie pozwolić na takie życie, jakie teraz mam. Jednakże, pogodzenie studiów zaocznych na dość ciężkim kierunku z pracą na etat - w dodatku na trzy(!) zmiany, nie jest wcale takie łatwe. A dorzucając do tego moją endometriozę, insulinooporność, miłość do pisania i tworzenia oraz sport i prowadzenie domu... cóż, wtedy powstaje istny roller coaster i bez dobrego planu szlag by to wszystko trafił. Dlatego dziś opowiem ci o tym, jak udaje mi się to wszystko pogodzić, jak organizuję się z nauką i - po prostu - jak sobie z tym wszystkim radzę.
Czy warto iść na studia?
Przed podjęciem decyzji o studiach czekałam dużo się zastanawiałam, rozmyślałam. Wyszły z tego dwa lata, których nie żałuję. Zdążyłam wtedy nauczyć się życia, pracy, przejść operację i w spokoju dojść do siebie, mieć mieszkanie, dobre życie i dostatnie przede wszystkim, a także odłożyć sporą ilość pieniędzy, która jest moim zabezpieczeniem. Nie potępiam osób, które idą na studia od razu, albo nie idą wcale. Po prostu ja osobiście cieszę się, że poczekałam z decyzją i że nie poszłam na pierwszy lepszy kierunek (a już teraz byłabym niezadowolona z tego, co pierwsze zaświtało mi w głowie).
Filologia angielska była dobrą decyzją, bo ten język kocham, uczę się go od przedszkola, czyli już prawie 20 lat. Nie powiem, bym znała go bardzo dobrze, bo te studia właśnie przekonują mnie o tym, jak wiele jeszcze nie wiem. Ale o tym, co dają mi same studia, dlaczego je lubię (i dlaczego nie) napiszę osobny wpis. Zainteresowana?
I mimo tego, że bardzo lubię ten kierunek, liczyłam się z OGROMEM nauki, jaka mnie czeka. I nie myliłam się, bo tak naprawdę od miesiąca siedzę non-stop w książkach. Miniony weekend był moim pierwszym wolnym od miesiąca, a i tak przez ponad pół soboty uczyłam się, by w tygodniu mieć mniej.
Dobra organizacja to podstawa
Bez dobrej organizacji nie da rady pogodzić pracy na etat, studiów, domu, pasji, rodziny, partnera i tego wszystkiego, co jeszcze w życiu na nas czeka.
Już kiedyś byłam na wyżynach organizacji. Wtedy potrafiłam zrobić naprawdę wszystko. Chodziłam do szkoły, prowadziłam dziesiątki godzin korepetycji, miałam pasje, zainteresowania, uczyłam się do matury, egzaminów zawodowych, prowadziłam dom itd. I naprawdę bardzo chcę tam wrócić, bo tylko w takim wypadku mam czas na wszystko, nie zapominając o spokojnym odpoczynku, wyłączeniu się i relaksie. A o nich najczęściej zapomina się, wpadając w niekończący się wir pracy.
Powiem ci szczerze, że od miesiąca praktykuję nowy sposób organizacji i planowania i sprawdza mi się on całkiem dobrze. Nie jest idealny, ale jest na tyle dobry, że na razie przy nim zostaję. Zmieniłam tylko jego formę, bo z luźnych kartek przeniosłam się w końcu do bullet journala, co jest troszkę wygodniejsze i przynajmniej mam wszystko w jednym miejscu.
Opowiem ci o tym, jak planowałam wszystko na kartce (w notesie robię praktycznie tak samo, ale wspomnę na koniec o różnicach).
Plan tygodnia krok po kroku
Krok 1. Zapisuj na bieżąco
Najważniejsze do zapamiętania jest to, by na bieżąco zapisywać, co jest do zrobienia. Przy takim ogromie zadań nie jestem w stanie spamiętać, by zapisać wszystko pod koniec dnia/tygodnia. Na laptopie mam zawsze przyklejoną małą karteczkę, na której zapisuję, co mam do zrobienia. Robię to na bieżąco podczas zajęć na uczelni (które na razie mam zdalnie). Dzięki temu w niedzielę wieczorem (gdy siadam do planowania) tylko patrzę na karteczkę i nie muszę przeglądać ogromu zeszytów. Tak, mam zeszyt do każdego przedmiotu i nadal uważam to za dobrą decyzję.
Tak samo można od razu zapisywać pozostałe zadania, jakie tylko cię dotyczą. Możesz przyczepić kartkę na lodówce, albo mieć notesik, albo kartkę na biurku (gdziekolwiek) i tam zapisywać na bieżąco rzeczy do zrobienia. Potem, w dniu planowania tygodnia, tylko spoglądasz na kartkę i już wszystko wiesz.
Krok 2. Tabela
Moim sposobem na ogarnięcie wszystkiego jest stworzenie tabelki na kartce. Po prostu dzielę ją na dni tygodnia oraz kategorie: szkoła, dom, blog, ja (czyli dbanie o siebie, sport itp.). Niektóre rzeczy podpinam po prostu pod kategorię, którą już mam (np. wymiana opon - dom; czytanie e-maili - blog). Dzięki temu nie robi się z tego ogrom rubryczek, a ja się nie gubię.
Stwórz sobie taką tabelkę, która będzie ci odpowiadać. Może być osobna kategoria: rodzina (jeśli masz dzieci, albo po prostu masz zadania związane z rodziną), praca (jeśli pracujesz z domu) itd.
Krok 3. Wpisuj zadania po kolei w każdą rubrykę
U mnie wszystko zaczyna się od wpisania szkoły, bo to ona teraz jest dla mnie priorytetem. Z boku, na osobnej kartce rozplanowuję sobie wszystko, co mam do zrobienia. Bo oprócz poleceń z zajęć muszę też ćwiczyć fonetykę, mówienie, słownictwo itd. Czyli mam zadania, których nie mam na karteczce z kroku 1.
Wpisuję po kolei zadania pilnując, by rozłożyć je na cały tydzień. Mam takie zadania, które wpisuję codziennie (fonetyka, słownictwo), takie, które mają ustalony harmonogram (słownictwo niemieckie 3 razy w tygodniu, tak samo mówienie) i takie, które są jednorazowe (np. odrobienie zadań). Nie wpisuję wszystkiego na jeden dzień.
W skrócie: najpierw wpisuję zadania, które muszę robić każdego dnia. Później te, które mają ustalony harmonogram (o tym także mogę napisać osobny tekst, jeśli chcesz). Widzę, jaką część tygodnia mam już zajętą. Więc zadaniami pojedynczymi wypełniam luki, które gdzieniegdzie zostały tak, by każdego dnia poświęcać mniej więcej tyle samo czasu na naukę.
Gdy skończę kategorię szkoła, idę dalej: blog. To moja druga pozycja na liście priorytetów. Tutaj także mam pewne harmonogramy. Raz w tygodniu odpisuję na komentarze. Publikuję dwa razy w tygodniu, a co za tym idzie - piszę dwa razy w tygodniu. Czyli: poniedziałek - pisanie tekstu, wtorek - publikacja, środa - pisanie, czwartek - publikacja. To tak mniej więcej. A do tego parę innych zadań.
Przechodzę do kategorii ja. Wpisuję planowane treningi oraz zabiegi kosmetyczne (wykonywanie w domu, np. maseczka itp.). Planuję to wszystko, bo wiem, że inaczej 1) zapomnę, 2) nie będę miała czasu.
I na koniec ostatnia kategoria, czyli dom. To dla mnie mniej ważne, bo jeśli ja nie posprzątam, zrobi to mój partner. A jeśli ja się nie nauczę, to nikt się za mnie nie nauczy i to ja będę miała wtedy przerąbane. Myślę, że się rozumiemy.
Krok 4. Plan dnia
Gdy już zaplanuję sobie tydzień na kartce, przechodzę do planu dnia. Przeważnie robię to w każdy dzień osobno, w zależności od sił i nastroju. I tutaj mam dwa sposoby.
1) Planowanie na kartce - zapisuję zadania w kolejności, w jakiej chcę zrobić. Uwzględniam widełki czasowe i w ten sposób planuję dzień. Robiłam tak np. w sobotę. Zapisałam sobie zadania i czas na ich wykonanie. Pamiętam o przeplataniu zadań! Pół godziny nauki, a potem zajęcie, które nie wymaga myślenia np. zamiatanie, pranie, trening itp.
2) Bez planu - ale tak tylko teoretycznie bez planu. Na mojej kartce mam wszystko ułożone zgodnie z moimi priorytetami. Więc wykonuję po prostu zadania od góry - zaczynam od nauki (przeplatam innymi zadaniami), aż nie zrobię wszystkiego... choć nie zawsze trzeba wszystko zrobić!
Krok 5. Pamiętaj o odpuszczaniu
Ostatnią ważną rzeczą (a może nie ostatnią?) jest to, byś pamiętała, że nie jesteś maszyną. Gorszy dzień może zdarzyć się każdemu, a dodatkowo uważam, że odpoczynek jest bardzo ważny i zaniedbują go, zaniedbujemy siebie i swoje zdrowie, które się nam potem za to odwdzięczy. Dlatego pamiętaj o odpuszczaniu. Wybierz, które zadania są naprawdę najważniejsze i zadbaj o to, by je wykonać. A reszta czasem może poczekać i nic się nie stanie.
Przy okazji pamiętaj też o tym, że czasem zadanie może się przeciągnąć i będzie trzeba je wykonać kosztem innych. To normalne, to się zdarza. Wtedy spokojnie skończ ważniejsze, a resztę odpuść, nic się nie stanie! U mnie tak było z nauką słownictwa. Gdy miałam zajęcia co tydzień, nauki było naprawdę bardzo dużo. Na słownictwo zaplanowałam sobie optymistycznie 30 minut dziennie, a wyszło z tego... ponad 2 godziny dziennie. Cóż, teraz już wiem lepiej, jak tworzyć plan dnia i zakładam więcej czasu na pewne działania.
Ten wpis jest już bardzo długi, ale na koniec chcę napisać o czymś jeszcze. Coś, co jest najważniejsze w tym wszystkim, czyli NIE STOSUJ MULTI-TASKINGU tam, gdzie nie da się go sensownie zastosować. Możesz oglądasz serial i robić trening, możesz słuchać podcastu i składać pranie, ale nie da się przeglądać instagrama i uczyć jednocześnie.
Dlatego, gdy siadam do zadania, staram się niczym nie rozpraszać i skupiać tylko na tym zadaniu. Robię je lepiej, szybciej, dokładniej i wiem, co robiłam przez ten czas. A na rozpraszacze będzie czas później (możesz przejrzeć instagrama w ramach zaplanowanej przerwy).
Do tego celu wykorzystuję aplikację Forest, która nie pozwala mi korzystać z telefonu na czas jej włączenia. Czyli ustawiam sobie np. 30 minut na naukę i przez ten czas nie mogę wyłączyć aplikacji, bo wtedy moje drzewko uschnie i będzie szpecić piękny las. Za każde upłynięcie czasu las wzbogaca się o jedno lub dwa drzewka (w zależności od długości zadania). To taki miły dodatek, który pilnuje, bym nie korzystała ciągle z telefonu.
Planowanie na kartce i w planerze - różnice
W planerze jedyna różnica jest taka, że zamiast tabeli mam kolory. Każdy kolor odpowiada jednej kategorii z tabeli, dzięki czemu wiem, które zadania wykonać najpierw, bo są ważniejsze. Po prostu patrzę na odpowiedni kolor zadań. I w sumie niczym innym się to planowanie nie różni. Różnicę zobaczysz na zdjęciach.
A ty planujesz? W jaki sposób? Daj koniecznie znać w komentarzu!
Trzymaj się ciepło i do zobaczenia!
Świetny sposób, gratuluję pomysłu. Wiem, że dasz radę :)
OdpowiedzUsuńJa nigdy nie prowadziłam żadnych planerów, ale wiem, że dla niektórych to duże ułatwienie. Powodzenia na studiach :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńCiekawe jest takie planowanie chociaż mi byłoby szkoda czasu. Mniej więcej mam swój stały tryb dnia :)
OdpowiedzUsuńTo wcale nie zajmuje dużo czasu :)
UsuńJa mam bujo gdzie na bieżąco staram się wpisywać swoje zadania , głównie skupiam się tam na studiach ale myślę by także stworzyć dla innych rzczy takich jak blog czytanie itd. Plus w bujo mam rozpisany co najwyżej tydzień ale muszę też mieć cały miesięczny kalendarz gdzie wszystko pozapisuję.Ja mam bzika na punkcie zapisywania sobie wszystkich rzeczy i też mam pełno karteczek samoprzylepnych w pokoju :D
OdpowiedzUsuńby-tala.blogspot.com
Ja tak samo! Też mam taki miesięczny planer i tygodniowy :)
UsuńJuż widząc tytuł wiedziałam, że to post dla mnie! Ja też w tym roku rozpoczęłam studia i staram się sobie jakoś to wszystko organizować. Na razie korzystam z planera, rozpisuje sobie wykłady, ćwiczenia a potem przechodzę do tego co powinnam zrobić danego dnia. To moje pierwsze kroczki w takiej organizacji czasu, więc na razie wychodzi jak wychodzi, ale się nie poddaję. Na pewno skorzystam z Twoich rad!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Powodzenia!
UsuńPatent godny pochwały :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńZainspirowałaś mnie do stworzenia własnego planera! :)
OdpowiedzUsuńSuper :)
UsuńTaka organizacja z całą pewnością bardzo człowiekowi pomaga :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bardzo pomaga :)
UsuńTo prawda, dobra organizacja to absolutna podstawa, kiedyś wszystko zapisywalam, teraz większość mam w glowie ☺
OdpowiedzUsuńPodziwiam, ja sobie nie ufam, by mieć wszystko w głowie ;)
UsuńFajnie to wszystko zorganizowałaś :-)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńBrawo za organizację :D
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuń