Studia językowe
Zacznę od nazwy moje kierunku, byś wiedziała dokładniej, o czym piszę.
Studiuję Filologię Angielską (anglistykę) na Uniwersytecie Wrocławskim.
Wiem, nazwa kierunku nie jest tak porywająca, jak chociażby radioelektronika przeciwlotniczych zestawów rakietowych, ale nic na to nie poradzę. Na drugim roku będzie to już filologia angielska ze specjalnością tłumaczeń pisemnych. No, to brzmi trochę dumniej, prawda?
Ale dobrze, nie skupiajmy się na nazwie, bo nie tylko ona świadczy o studiach i ich powadze oraz stopniu skomplikowania (a śmiało mogę powiedzieć, że moje są dość skomplikowane i nie należą do łatwych kierunków).
Dlaczego w ogóle poszłam na studia, skoro twierdzę, że nie są niezbędne do życia?
Po pierwsze: bo ja po prostu lubię się uczyć
Tak, to prawda. Uwielbiam się uczyć i nawet gdy nie studiowałam, uczyłam się przez cały czas. Czego? Chociażby angielskiego, niemieckiego, nauczyłam się podstaw ukraińskiego, nauczyłam się pisać lepiej, prowadzić bloga, tworzyć newsletter, grafiki, nauczyłam się rozciągania i jogi, planowania, organizacji, gotować... i mogłabym tak wymieniać. Uwielbiam zdobywać nową wiedzę i wykorzystywać ją w praktyce.
Czy to oznacza, że bez studiów nie mogłabym wykorzystać wiedzy w praktyce? Przecież już jakąś tam wiedzę posiadłam. No tak, posiadłam i spokojnie mogłabym się dogadać za granicą (ale muszę jeszcze nabrać odwagi). Mogłabym też pisać po angielsku (ale nie do końca poprawnie). Mogę oglądać seriale czy filmy po angielsku (ale nie potrafiłam nadążyć za językiem i nie każdy film czy serial zdążyłam zrozumieć).
Czyli, mogłam nie iść na studia i posługiwać się takim angielskim, jaki znam. Ale mogłam pójść i nauczyć się go lepiej.
Po drugie: bo myślałam, że dobrze znam angielski
W ogóle wydawało mi się, że po tylu latach nauki angielskiego (nie potrafię zliczyć, tyle ich było. Uczę się tego języka od przedszkola), znam angielski bardzo dobrze. Cóż, właśnie to jest słowo-klucz: wydawało mi się.
Podczas studiów okazało się, że to, co wiem, to zaledwie kropelka w morzu. I zdaję sobie sprawę, że nigdy nie będę znała angielskiego tak jak anglik, ale nie oszukujmy się: ilu Polaków mówi dobrze po polsku? A ilu pisze? Chyba wiemy, że nie jest ich aż tak wiele. A takich, niczym profesor Miodek, do już w ogóle nie ma co szukać...
Po trzecie: praca, której nie lubię
Ostatnim kluczowym elementem jest moja praca, której nie lubię. Na jakiś czas jest ok, zarobki są dobre, ale musiałabym w ogóle nie być ambitna, a do tego podatna na manipulację oraz lubić, jak wydaje mi się głupie polecenia, by w tej pracy zostać do końca życia. Dlatego jednym z kroków, jakie podjęłam, by się od niej uwolnić, są właśnie studia. A oprócz tego piszę książkę i mam w planach e-booki... a może i założenie własnej firmy.
Dobrze, to już wszystkie powody, dla których poszłam na studia. Teraz zajmijmy się przebiegiem studiów.
Jak wyglądają studia anglistyczne?
Poszłam na licencjackie studia, ponieważ nie chcę wplątać się w to od razu na pięć lat i podejmować decyzji na początku kształcenia o tym, co będę robić dalej. Na licencjacie wybieram specjalność tłumaczenia pisemne, a są jeszcze: tłumaczenia ustne oraz język angielski w komunikacji profesjonalnej. Dlaczego akurat tłumaczenia pisemne? Ano z prostego powodu: pisanie sprawia mi najwięcej przyjemności, a mówienie to (już nie aż taka, ale jednak) tortura. O wiele lepiej piszę, niż mówię - można by stwierdzić, że jedna osoba mówi, a druga pisze, takie są we mnie różnice.
Później, jeśli pójdę na magistra, a tego jeszcze nie wiem, wybiorę tłumaczenia. Wcześniej była jeszcze specjalizacja nauczycielska, ale teraz już jej chyba nie ma. Lubię prace z dziećmi, ale gdybym chciała dzieci uczyć, równie dobrze mogę robić to prywatnie po tłumaczeniach. Nie zamierzam pracować w szkole, ponieważ jednak cenię sobie swój czas trochę bardziej, a zmaganie się z upierdliwymi rodzicami i ich dziećmi, które nie zawsze są aniołkami, nie leży w centrum moich zainteresowań. Wiem co mówię, jeszcze niedawno sama chodziłam do szkoły.
Jakie mam zajęcia? Czego się uczę?
To nie tak, jak w podstawówce, że cały czas mamy te same przedmioty. Niektóre są tylko jeden semestr, niektóre dłużej, nie ma zasady.
Semestr 1.
- PNJA* słownictwo,
- PNJA konwersacje,
- PNJA fonetyka,
- PNJA pisanie,
- PNJA gramatyka,
- lektorat niemiecki (były do wyboru jeszcze: włoski, rosyjski, francuski, hiszpański. Ale nie jest prowadzony od podstaw, więc dobrze wybrać język, który już się trochę zna),
- historia filozofii,
- kultura amerykańska,
- kultura brytyjska,
- literatura,
- wstęp do językoznawstwa,
- technologie informacyjne.
*PNJA - praktyczna nauka języka angielskiego
Semestr 2.
- PNJA słownictwo,
- PNJA konwersacje,
- PNJA fonetyka,
- PNJA pisanie,
- PNJA gramatyka,
- lektorat niemiecki,
- teorie przyswajania języka,
- literatura angielska,
- wstęp do językoznawstwa,
- wstęp do literaturoznawstwa,
- łacina.
Semestr 3.
- PNJA sprawności zintegrowane,
- PNJA konwersacje,
- PNJA fonetyka,
- PNJA pisanie,
- PNJA gramatyka,
- lektorat niemiecki,
- literatura angielska,
- gramatyka opisowa,
- rynek pracy,
- zajęcia fakultatywne,
- przekład użytkowy,
- elementy teorii przekładu.
Semestr 4.
- PNJA sprawności zintegrowane,
- PNJA konwersacje,
- PNJA pisanie,
- PNJA gramatyka,
- lektorat niemiecki,
- literatura angielska,
- literatura amerykańska,
- gramatyka opisowa,
- gramatyka kontrastywna,
- zajęcia fakultatywne,
- przekład naukowo-techniczny.
Semestr 5.
- literatura amerykańska,
- historia języka angielskiego,
- seminarium licencjackie,
- zajęcia fakultatywne,
- PNJA-konwersacje,
- PNJA-sprawności zintegrowane,
- pisanie akademickie,
- lektorat niemiecki,
- przekład naukowo-techniczny,
- przekład literacki,
- przekład biznesowy,
- przekład audiowizualny.
Semestr 6.
- elementy leksykologii i leksykografii w pracy tłumacza,
- literatura amerykańska,
- zajęcia fakultatywne,
- seminarium licencjackie,
- PNJA-konwersacje,
- PNJA-sprawności zintegrowane,
- pisanie akademickie,
- lektorat niemiecki,
- przekład prawniczy,
- praktyka tłumaczeniowa.
Jak widać, przedmioty się zmieniają i na naukę niektórych jest tak naprawdę tylko jeden semestr, a potem hulaj dusza piekła nie ma i radź sobie sama. No nic, to nie są łatwe studia.
Już sam fakt naszego planu zajęć może niektórych skutecznie zniechęcić do studiowania, bo studia zaoczne to nauka tylko w weekendy, przeważnie tylko dwa w miesiącu. Co to daje? Sprawia to, że same zajęcia na uczelni to tylko 4 dni w miesiącu, a w praktyce to siedzenie przed komputerem (albo na uczelni) od 8 do 20 na zajęciach. Nie jest to łatwe, szczególnie, że nie ma zmiłuj i nikogo nie obchodzi, że jest 19 i jesteś zmęczona. Masz się uczyć i koniec.
Sama nauka jednak nie jest zła, a przynajmniej na większości przedmiotów. W soboty mamy zajęcia praktyczne, czyli ćwiczenia. W pierwszy semestrze były to po prostu przedmioty PNJA: konwersacje, fonetyka, gramatyka, słownictwo i pisanie, a do tego lektorat. W drugim semestrze dochodzi do tego łacina.
Jeśli wyobrażasz sobie studia zdalne, jaki kawę, ciasteczko i oglądanie serialu w tle - nie idź na anglistykę. Zajęcia w soboty wymagają wielkiego skupienia oraz udzielania się podczas zajęć. Jesteśmy podzieleni na 20 osobowe grupy, więc przez te 1,5 godziny zajęć każdy ma możliwość wypowiedzieć się kilkukrotnie. Aktywność jest nagradzana ocenami.
Wiadomo, na konwersacjach - mówimy. Rozgrzewka, kilka prostych pytań o poprzedni tydzień, ulubiony film itd. Potem wprowadzenie do tematu, np. lęku. Podział na małe grupki i mówienie, mówienie, mówienie. Fonetyka to nauka wymowy, więc każdy uczy się dobrze wypowiadać dany dźwięk. Gramatyka jest na pewno zrozumiała - zasady i ćwiczenia. Słownictwo - ćwiczenie słownictwa, którego trzeba było nauczyć się w domu (ale to za chwilę). Pisanie - czyli siedzimy i piszemy, tworzymy akapity różnego typu lub całe eseje. Lektorat to jak zajęcia w szkole na języku obcym - wszystkiego po trochę.
W niedzielę są wykłady, kiedy to już 100 studentów siedzi razem i słucha. Czasem jakieś pytania, czasem ktoś coś dopowie, ale głównie siedzimy, słuchamy i notujemy.
Wspomniałam o nauce w domu, bo to prawda. Większość nauki odbywa się samodzielnie. Fonetykę trzeba powtarzać. Mówienie ćwiczyć, gramatyki się uczyć przez cały czas, a słownictwo musimy umieć na zajęcia już nowe. Czyli np. wchodzi słownictwo z tematu: prawo, więc na zajęciach, gdy ono będzie, już musimy je znać i umieć. Materiały dostajemy wcześniej.
Nie są to łatwe studia, tym bardziej, że (oprócz niemieckiego) wszystko jest po angielsku. Kulturę amerykańską prowadził pan Shock, Amerykanin, więc tym bardziej - po angielsku. I za wyjątkiem tego pana, wszyscy używają brytyjskiego angielskiego i takiego się właśnie uczymy. Ale gdy ktoś pilnie chce amerykański - proszę bardzo.
Na zajęciach na uczelni byłam raz w sobotę, ale mogę mniej więcej powiedzieć, jak to wygląda. Otóż, na mówieniu, rozmawiamy z partnerem z ławki. Na fonetyce każdy po kolei ćwiczy dany dźwięk. Gramatyka i słownictwo wygląda trochę jak w szkole, bo można się zgłaszać do rozwiązywania ćwiczeń. Na pisaniu także można było się wypowiedzieć, podać przykład argumentu itd., ale pisał tylko wykładowca, co było widoczne na rzutniku. Niemiecki - jak zajęcia w szkole.
Zdalnie wygląda to bardzo podobnie, tylko że przez komputer. No i na Teams każdy może pisać w otwartym pliku (który widzą wszyscy), więc mieliśmy nawet trochę lepiej zdalnie. Wykłady to wykłady, bez różnicy czy słuchasz w domu czy na uczelni, i tak tylko słuchasz i notujesz.
I na koniec tego długiego wpisu...
Podoba mi się, że różne umiejętności to różne przedmioty i mamy czas na ćwiczenie każdej osobno.
Moje ulubione przedmioty to pisanie, słownictwo, kultura brytyjska i amerykańska (szkoda, że ich już nie będzie).
Nie podoba mi się to, że na niemieckim wymaga się od nas tyle, co na przedmiotach angielskich, a to tylko lektorat, nawet nie na ocenę.
Najbardziej nie lubię przedmiotów: niemiecki, literatura. Dlaczego nie lubię literatury, skoro uwielbiam czytać? Cóż, nie przepadam za literaturą średniowieczną, czytaniem dramatów i zachwycaniu się Shakespearem. Lubię inne książki.
Pozytywnie mnie zaskoczyło to, że są tam dorośli ludzie i nikt się z nikogo nie śmieje, nikt nie komentuje głupio.
Negatywnie zaskoczyło mnie to, że na gramatyce zamiast poświęcić czas na ćwiczenia, poświęcamy go głównie na teorię. Lepiej byłoby, gdybyśmy teorię do zapoznania otrzymali wcześniej, a zajęcia poświęcali na ćwiczenie. Może u innych wykładowców jest inaczej.
Bez sensu jest niemiecki i łacina, przynajmniej według mnie. To są trzy języki uczone w tym samym czasie.
Ciekawi mnie czym będziemy zajmować się na teorii przyswajania języka, bo nazwa jest bardzo zachęcającą.
Chcę się nauczyć językoznawstwa i jestem na dobrej drodze do tego, choć pierwszy semestr był trudny. Chcę, by to był jeden z moich ulubionych przedmiotów.
Uf, mam nadzieję, że dobrnęłaś do końca. Oby komuś ten wpis się przydał, przy wyborze swojej dalszej edukacji.
A może ty studiujesz/uczysz się na jakimś kursie/skończyłaś studia lub kurs? Daj znać w komentarzu!
Trzymaj się ciepło i do zobaczenia!
Z ciekawością przeczytałam ten post, bardzo przydatne informacje dla tych, którzy myślą o studiach filologicznych :) powodzenia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za te miłe słowa :)
UsuńPamiętam, że po maturze brałam pod uwagę to, że pójdę na germanistykę, ale szczerze mówiąc stchurzyłam, bo bałam się, ze nie dam rady i wybrałam inny kierunek.
OdpowiedzUsuńPowiem tak, na anglistyce jest ciężko, więc na germanistyce pewnie podobnie. Czasem nie ma sensu iść na siłę i się męczyć :)
UsuńStudia językowe są trudne, sama między innymi skończyłam filologię angielską- licencjat, specjalizacja komunikacja w biznesie a zawodowo zajmuję się finansami. Mówię dobrze po angielsku i rosyjsku :) Dużo nauki, ale dla chcącego nic trudnego! Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńO tak, dla chcącego nic trudnego. Jeśli komuś zależy, to na pewno się nauczy :)
UsuńMoja przyjaciółka studiuje ten kierunek :)
OdpowiedzUsuńobralas bardzo dobry kierunek! jezyk angielski jest jezykiem miedzynarodowym a w ostatnich latach staje sie coraz bardziej... hm.. modny? a co do tego 'wydawalo sie'. oo masz racje. konczac szkole srednia, na prawde tez moglam rzec, ze moj angielski jest na dobrym poziomie. jednak... w PRAKTYCE, gdy wyjechalam poza grnice naszego kraju, ha! niebo... a ziemia... trzymam kciuki za dalsze sukcesy :)
OdpowiedzUsuńDokładnie! Też mi się wydawało, ze go dobrze znam, a tu ups... dupa blada :D
UsuńKierunek super :-) Chętnie bym taki studiowała :-)
OdpowiedzUsuń:)
Usuńojaaa, studiowałabym! Kiedy sie w ogole zastanawiałam nad tym kierunkiem :D
OdpowiedzUsuń:)
UsuńW sumie teraz jest "łatwiej", bo nie trzeba zrywać się skoro świt i specjalnie dojeżdżać na zajęcia, ale z drugiej strony nie jestem pewna czy w ten sposób da się czegoś tak samo dobrze nauczyć... Takie czasy, trzeba się dostosować ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że da się nauczyć dokładnie tak samo. W końcu fonetyka wygląda identycznie, gramatyka także, słownictwo bardzo podobnie, na pisaniu jest wygodniej na zdalnym, wykłady bez różnicy itd. Sama forma nie ma tu nic do rzeczy :)
UsuńChciałam studiować anglistykę, ale moja ciocia skutecznie odwiodła mnie od tego pomysłu. :D Wybrałam więc ostatecznie psychologię, którą niedawno ukończyłam. ;)
OdpowiedzUsuńDlaczego ci odradzała? Gratuluję ukończenia psychologii :)
Usuń