Te trzy lata zmieniły wszystko.
Odkąd usłyszałam diagnozę, żyje mi się... lepiej. Wiem, z kim walczę i o co walczę. Wiem, dla kogo chcę żyć. Wiem, jakiego życia chcę. I - mimo choroby - to wszystko ma sens.
Najtrudniejsza była akceptacja. Akceptacja najpierw choroby - endometriozy. Później akceptacja tego, że jest to IV stopień. Leczenie i... akceptacja tego, że nie działa. Ciąża, połóg w którym endometrioza wróciła i akceptacja tego, że nigdy nie będzie lepiej. I kolejne leczenie...
Wczoraj znów byłam u ginekolożki. Przypadek, naprawdę. Nie planowałam z wyprzedzeniem wizyty w rocznicę diagnozy. Tak wyszło. Tydzień wcześniej miałam założoną wkładkę domaciczną i pojechałam sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
Nie było.
Zacznijmy od początku.
Wkładka domaciczna - koszt
Po konsultacji z moją lekarką zdecydowałam się na wkładkę Kyleena. Dlaczego akurat ta? Z prostego powodu: daje mniej skutków ubocznych niż druga opcja. Ta była droższa (za wkładkę + założenie + wizytę kontrolną zapłaciłam 1400 zł) i na początku byłam przeciwna, bo wszystkie poprzednie leki nie działały. Tym razem szczegółowo omówiłam wszystko z ginekolożką podczas dwóch czy trzech wizyt (nie pamiętam już dokładnie). Zadawałam jej mnóstwo pytań:
- o skutki uboczne
- o komfort
- o miesiączkę przy wkładce
- o nitki z wkładki
- o współżycie
- o kubeczek menstruacyjny przy wkładce.
Dostałam odpowiedzi na wszystkie pytania i dopiero wtedy się zdecydowałam. To powinien być standard - dokładna konsultacja, zamiast szukania w internecie i nakręcania się na nie-wiadomo-co.
Wkładka domaciczna - skutki uboczne
Skutki uboczne są znikome, bo wkładka jest dość słaba - działa zupełnie inaczej niż tabletki: miejscowo. Dlatego też te skutki uboczne są ograniczone do minimum. Moja lekarka na długoletnie doświadczenie z wkładkami domacicznymi i szczerze mówiła ile razy który skutek uboczny był jej zgłaszany. Nie było ich prawie wcale (przy tej konkretnej).
Nie czuć jej i przez 5 lat nie muszę się martwić. Dostałam kartę, na której jest zapisana data założenia i potrzebne informacje. Miesiączki powinny być bardzo skąpe, tak że kubeczek nie powinien się przydać. Ale mogę go stosować, bo nitki są przycięte o wiele wyżej niż normalnie, przez co nie da się przez przypadek za nie pociągnąć. Z tego też powodu we współżyciu nie powinno być żadnych różnic.
Dopiero, gdy dowiedziałam się wszystkiego, co chciałam, zdecydowałam się na założenie wkładki.
Ale to nie mogło być takie proste!
Jakie badania trzeba zrobić przed założeniem wkładki domacicznej?
Przed założeniem wkładki musiałam zrobić cytologię oraz USG piersi. O ile to drugie poszło bezproblemowo, tak cytologia nie wyszła dobra. Wpadło miesięczne leczenie, a założenie wkładki się odsunęło w czasie. Udało się - miesiączkę dostałam zaraz po zakończeniu leczenia. Umówiłam się na wizytę.
Wkładka domaciczna - jak się zakłada? Czy zakładanie wkładki domacicznej boli?
Wkładka domaciczna jest zakładana podczas miesiączki. Moja się już kończyła (6. dzień), ale było jeszcze można założyć. Trwa to naprawdę kilka sekund.
Na początku poczułam ból podczas założenia wziernika (ból od blizny po porodzie). Później samo zakładanie wkładki mnie bardzo bolało, choć czytałam, że można to robić w znieczuleniu (więc widocznie mam wysoki próg bólu, bo przeżyłam to bez większego problemu).
Wkładka domaciczna - dolegliwości po założeniu
Pojechałam do domu. Podczas drogi zaczął boleć mnie brzuch - jak na okres. Później coraz mocniej i w efekcie końcowym bolał mnie brzuch, plecy oraz lewa noga do samej stopy. Paracetamol nie pomógł, a nic innego brać nie mogę, bo karmię piersią. V. zajmował się dzieckiem, a ja leżałam. Gdy w nocy się obudziłam, już nic nie bolało. Wkładkę miałam zakładaną ok. 16, a po 22 już nie czułam bólu.
Zaczęłam plamić troszkę bardziej, ale po kilku dniach plamienie znikało. Czasem troszkę bolał mnie brzuch, ale nie jakoś bardzo. Taki dyskomfort, a nie konkretny ból.
A w sobotę krwawienie rozkręciło się na dobre.
W poniedziałek pojechałam na wizytę kontrolną i dowiedziałam się, że jest dobrze, nic się nie przemieściło. Krwawienie wynika z "silnego organizmu" jak to nazwała lekarka. Dostałam receptę na leki oraz zalecenia. Zobaczymy, czy to pomoże. W razie czego mam do niej dzwonić.
Widzę, że krwawienie powolutku się zmniejsza (od soboty, mamy teraz wtorek), więc powinno być lepiej. Jestem takiej myśli.
Najważniejsze: nie pisz mi, że będzie dobrze. Skoro lekarka, która mnie dobrze zna, badała niejednokrotnie itd. mówi, że NIE BĘDZIE DORBZE, to ja jej ufam. Powiedziała, że co najwyżej możemy liczyć na to, że BĘDZIE STABILNIE i mi to naprawdę wystarczy. Byle nie było gorzej.
Ja już naprawdę pogodziłam się z tym, że jestem chora, że jestem lekoodporna, że nic nie działa tak, jak powinno. Nie musisz mówić mi, że będzie dobrze, bo... nie będzie i tyle. Ja już to przebolałam. I nie potrzebuję tych słów, bo wiem, że to kłamstwo.
Jeśli już chcesz mnie jakoś pocieszyć, to wolę usłyszeć, że jestem silna, że sobie poradzę, że jesteś przy mnie, że wspierasz... ale nie że będzie dobrze.
Po trzech latach pogodziłam się z tym, że może być co najwyżej stabilnie. I tu zostanę. Tu mi dobrze.
Trzymaj się ciepło i do zobaczenia!
Klaudio jesteś bardzo silna i dziękuje Cię za to, że tak otwarcie o chorobie mówisz. Myślę, że Twoje posty, stories czy e-book pomogą wielu kobietom, które się z endometriozą mierzą. Wszystkiego dobrego dla Was! :D
OdpowiedzUsuńTaką mam nadzieję! Dziękuję! Dla ciebie także wszystkiego dobrego :)
UsuńNajważniejsze, żeby wszystko było dobrze i tak niech zostanie :D
OdpowiedzUsuńStabilnie :)
UsuńPodziwiam siłę i wytrzymałość. Pozdrawiam i ściskam🌺🌺🌺
OdpowiedzUsuńCzasem brakuje tej siły, ale dziękuję:)
UsuńOby było dobrze :)
OdpowiedzUsuń:)
Usuń